Dziś zawiozłam 2 tymczasy na konsultację do dra Garncarza: Burasię i Farelka
Niepokoiło mnie jego prawe oczko, nie potrafiłam go określić, zez, nie zez
Okazuje się, że kociak po silnym urazie, gałka oczna jest bardzo mała,
oczko jest całkowicie niewidzące i nigdy już nie będzie na nie widział.
Żadna operacja nie przywróci mu choćby częściowego widzenia.
Nie ukrywam, że byłam lekko zszokowana.
Nie podejrzewałam tak ostatecznego werdyktu.
Z drugiej strony Farelek zachowuje się jakby normalnie widział,
nie zauważyłam żadnych odchyłek.
Ma doskonałą koordynację ruchów, trafia wszędzie bezbłędnie.
Burasia była odłowiona 1.01.2008 r. To już szmat czasu.
Moją reakcją, gdy ją obaczyłam było:
jaka ona jest brzydka!
Była brzydka: brudna, chuda, wygłodzona... i te dziwne oczy, jakby zamglone.
Była też dzikusem i dzikusem długo pozostawała, proces socjalizacji był bardzo długi i po części trwa nadal.
Straciła dwoje rodzeństwa, troje natomiast znalazło super domki,
a jej siostra Karusia trafiła chyba najlepiej
Żadne z jej rodzeństwa, mimo potężnego kk, nie miało większych problemów oczami.
Wiedziałam, że niedowidzi.
Nie widzi przysmaczków podrzucanych pod sam pyszczek,
długo przygląda się wyciągniętej ręce,
gdy zbliża się do przeszkody lub zabawki czujnie zatrzymuje się
i bada łapką,
dość łatwo zaskoczyć ją, aby capnąć za kark.
Dr Garncarz stwierdził, że ma obuoczną zaćmę.
Można operować. Jedno lub oboje oczu, ale wystarczy jedno.
Jednak nie zdecyduję się, ona nauczyła się tak żyć,
a koszty operacji, nawet z rabatami, są absolutnie poza zasięgiem.
Jeśli ktoś się zdecyduje ją adoptować, musi zaakceptować taką jak jest.
Poza oczkami Burasia zmieniła się bardzo. Wyładniała, przybrała ciała.
Oznaczone uszko wprawdzie nie jest ozdobą, ale nie sądzę, aby miało to jakieś większe znaczenie.
