...włączy się w pomoc?
Zaczęło się tak: Jakoś przypadkiem weszliśmy w weekend na teren Konesera. Zza rogu wybiegł jeden chodzący szkielet z chorymi oczami, pod drzwiami siedział drugi. Naliczyliśmy ich osiem. Ochroniarz powiedział, że czasem ktoś coś im rzuci, ale raczej rzadko. Niestety, to widać. Nakarmiłam je raz w sobotę jakimiś kitykatami, bo tylko to mogliśmy kupić w sklepie obok. Dziś zawiozłam im też parówki jakieś inne niespecjalne rzeczy, bo nie byłam przygotowana na takie stado.
W sobotę pokazało się 8 sztuk, ale ochroniarz powiedział, że to 1/5 stada... Bez komentarza.
Nieliczne wyglądają znośnie, reszta ma zapadnięte boki, kręgosłupy na wierzchu, zbrązowiała, matowa sierść, chore, czerwone oczy, katar i głód, który sprawił, że w ogóle się mnie nie bały. Jutro jadę tam znowu, ale ktoś musi mi pomóc, nie dam rady zająć się nimi sama, tym bardziej że na Pradze nie mieszkam.
Nawet nie wiem, czy ich stan pozwala na sterylizacje i kastracje.
To kilka zdjęć, ale kotów w złym, tragiczny wręcz stanie jest dużo więcej.
Było więc zagłodzone stado, ale dzięki kilku dobrym duszom teraz koty są najedzone i mają styropianowe budki. Zostało wysterylizowanych 9 kotek i 4 kocurki. Dwa czekają na kastrację.
Ciągle szukamy osób, które mogłyby koty dokarmiać, ciągle potrzebna jest pomoc na zakup karmy, bo na takie spore stado pomoc z gminy nie wystarcza.