Dzięki za wsparcie moralne.

Wczoraj pierwszy raz upychałam w kota granulki (właściwie takie małe kuleczki) leków. Rozpuściłam to-to w pół łyżeczki przegotowanej wody, pokazałam zwierzęciu. Obwąchała z zainteresowaniem (bo skoro pcham kotu pod nos, to może coś ciekawego) i zaczęła ocierać się pysiem o czubek łyżeczki. Jak tak, to zabrałam ją na łóżko, ugłaskaną za łepetynę i czubek łyżeczki z boku pycha. Pycho otworzyło się, żeby zaprotestować, no to ja chlup! I po kłopocie.

Wniosek z eksperymentu: produkty płynne w niewielkich ilościach mogą być, z łyżeczki lepiej się wchlupuje niż ze strzykawki (która ma tendencje do gwałtownego psikania).
Tak czy siak muszę chyba naprzykrzyć się jeszcze ciut telefonicznie p. Beacie, bo nie wiem, czy dobrze robię, że te trzy lekarstwa mieszam w jednej porcji, czy w ogóle czegoś nie poplątałam, a poza tym pani w aptece dała mi trochę inne niż na receptach (francuskie - ach, ci Francuzi, zawsze muszą po swojemu) i mówiła, że to takie same, ale czy ja wiem?
Z karmy dobrze wchodzi Eucanuba, Trovet stoi w misce obok i nie wiem, czy w ogóle jej nie smakuje, czy tylko Eucanuba go przebija. W gabinecie też Trovet powąchała, a Eucanubę nawet chciała spróbować, tyle że jakaś psia jednostka akurat narobiła harmideru. No cóż, dokupimy Eucanuby...
