Wróciliśmy z akcji.
Stan wojsk "przyjaciela":
- Grzegorz zapluty alergią
- ja cała w nerwach, siadnięta psychika i łzy, poharatana i posiniaczona prawa ręka
- dr Jacek ugryziony przez grubą, skórzaną rękawicę
- zamia w gabinecie weterynaryjnym wyłysiała z listków
- gabinet umiarkowanie zdemolowany
Stan wroga:
- jeden bury wściekły kot w klatce
Żadne z nas nie spodziewało się tego, jak dziki kot obudzi się w Burym przy próbie załapania. Kot, którego głaskałam, którego Grzesiek miał na rękach, który mojej Mamie wszedł sam na kolana, okazał się wścieklizną jakich mało. Chyba jeszcze nigdy nic nie zrobiłam z taką determinacją jak wepchnięcie go do transportera. W sumie to chyba nawet nie pamiętam jak to zrobiłam. Pamiętam, że trzymałam go za kark tak mocno, że byłam pewna, że jak się wyrwie to kawał jego grzbietu zostanie mi w ręce. Ale udało się. W trakcie jazdy, myśleliśmy, że rozpierdzieli transporter od środka. U weta nie było jak go złapać przy wyciąganiu z klatki. Było nas 4 osoby, z czego 3 w rękawicach. Dr Jacek odniósł rany kąsane, mimo rękawic. Udało nam się zrobić mu zastrzyk z sedazinu ale zanim go chwyciło, zrobił zadymę na cały gabinet. Próbował wyjść przez okno, chodząc po szybie

Zastrzyk, w dawce dla konia, ściął go na 19 minut! Przez ten czas udało nam się przyciąć pazury, obejrzeć Burego i zbadać oraz zrobić test. NEGATYWNY!!!! Ani żadnej białaczki ani FIVa!!!!! Brzuszek ok, płuca i serce też. Jajeczko, to które nie zeszło, jest na tyle blisko, że uda się go wykastrować nie otwierając brzuszka

Tylko normalnie, bez szwów. Zęby ładne, skóra czysta, rany ładnie się goją. Nie trzeba było nawet dawać żadnych leków.
Na odchodne dostał dokładkę sedazinu i pojechaliśmy po klatkę. Z klatką do przytuliska Pani Ali - Fundacja Azyl Nadziei. Tam, w dużej klatce, będzie czekał na kastrację, szczepienie i podróż do domku.
A to już w czwartek

O 19.30 jesteśmy umówieni na kastrację i szczepienie a później, póki śpiący do domku. I oby się tam przyjął. Oby nie szukał powrotu na stare śmieci.
Jak na razie koszt dzisiejszego dnia to 73zł.
Proszę, powiedzcie, że dobrze zrobiłam, że nie unieszczęśliwiłam wolnego kota

Nie wiem czy z nerwów czy z wrażenie wciąż chce mi się płakać. Mam wrażenie, że zabiłam kota

Że zrobiłam coś bardzo złego. On tak się wyrywał, tak walczył a jednocześnie jest tak chudy, poraniony. Ale może on miał wieść takie życie? Może i krótkie ale pełne?
Do dziś wydawało mi się, że robię właściwie. Że ma wspaniały dom, gdzie będzie i wolny i kochany. Ale po tej akcji, już niczego nie jestem pewna...