

Mruczusia znalazły małe dzieci. Leżał słabiuteńki w krzakach. Zabrały go do weterynarza, który udzielił mu pierwszej pomocy. Potem musiały zanieść kociątko do schroniska.
Jeszcze nigdy nie widziałam tak zabiedzonego kociaka. Po prostu szkielecik obciagnięty cieniusieńką jak pergamin skórą. Futerko zszarzałe od pchlich odchodów. I te łapki

Mruczuś dostał antybiotyk, glukozę i witaminy. Został odpchlony i odrobaczony. Na razie nie wyglada na chorego (antybiotyk dostal osłonowo - ze wzgledu na łapki), tylko bardzo wycienczonego kotka.
Jest słabiutenki. Tak slaby, ze nie wiem, czy znajdzie siły by dożyc jutra...
Taki kociak w schronisku nie ma zadnych szans: żeby żyć potrzebuje domu, ciepla, miłości. Musi miec dla kogo walczyć! Kazda minuta spędzona w schronisku to krok w strone tęczowego mostu

Potrzebny dom jak najszybciej!!! Przynajmniej tymczasowy. Czy ktos mógłby pomóc??? Mruczuś prosi o zycie!
Kociątko walczy ze śmiercią w schronisku w Sopocie. Więcej informacji pod moim numerem telefonu: 601 23 05 91