Nie będę prezentował całej historii, bo za długo by było. W każdym razie miałem wziąć kotkę - małą, półtoramiesięczną. Jako że jej siostry zostały już 'rozdysponowane', to trzeba było znaleźć jej towarzystwo, coby się dziewczę nie nudziło. Na forum znalazłem Czoko - Kota-Który-Mieszkał-W-Rynnie. Skontaktowałem się z Malinką1, która 'prowadziła sprawę' Czoko i jeszcze tego samego dnia (6 lipca 2007) stałem się szczęśliwym posiadaczem kota płci męskiej.


Kot był śliczny, ufny i na samym początku dostał rozwolnienia. Myślałem, że to stres, ale następnego dnia było to samo. Mnóstwo zabawy z łapaniem zwierzaka, który nogami wdepnął w to 'błotko', które przed chwilą mu się z trzewi wydobyło. Do tego ten niepowtarzalny zapach zwalający z nóg. Niezapomniane przeżycie.
Następnego dnia przywiozłem kotkę - małe, czarne, wystraszone. Nazwałem ją Sadza, bo wygląda jakby komin sobą czyściła. Sadza jest nieco mniej fotogeniczna niż Czoko, ale wynika to z ubarwienia, a właściwie jego braku - w Sadzy nie można rozróżnić żadnych szczegółów, widac tylko oczy i od czasy do czasu różowy język.


Młodzież nie przepadła za sobą - Czoko prężył się i jeżył, Sadza fukała i warczała (pierwszy raz w życiu słyszałem kota który warczy jak pies), ogólnie nie widać było miłości od pierwszego wejrzenia.
Nie przeszkodziło im to rozgościć się w domu. Kanapa została zaakceptowana, zasłony również. Zwłaszcza Sadza celowała w zabawach zasłonami.

Ponieważ Czoko wciąż miał rozwolnienie, wybrałem się z nim do weta. Pierwszym problemem była jazda w transporterze. Wrzask, pacanie łapą... normalnie Sajgon. U weta nie było lepiej - gryzł, drapał, histeryzował. Wet stwierdził, że ten kot będzie miał charakterek... Prawdę powiedziawszy nie zgodziłem się z nim. On już miał ten charakterek, o czym świadczyły moje ręce podrapane podczas transportu do kliniki

Koty wciąż się tłukły. Czoko dwa razy większy od Sadzy wyraźnie górował w tych zawodach - od czasu do czasu było słychać tylko pisk Sadzy, ale pocieszające było to, że był jakiś kontakt między nimi, choć nieco bolesny.

Po kilku dniach doszło do tego, że potrafiły przez chwilę posiedzieć całkiem blisko siebie bez żadnych akcji zaczepnych.


No a po tygodniu...

Wczoraj (16go) odrobaczyłem tałatajstwo jakimś czymś co wylewa się na kark. W rewanżu Czoko dostał sraczki, ale nie wiem czy było to spowodowane odrobaczaniem, czy może tym, że z karmy dietetycznej wrócił na RC BabyCata. W każdym razie kupiłem dziś Purinę - może mu BabyCat nie odpowiada?

Koty wychodzą na dwór, trzymają się cały czas w bezpośredniej bliskości domu, choć dziś było jakieś buszowanie po krzaku dzikiej róży i innych chaszczach. Coraz mniej chętnie wracają do domu - a niech im świeże powietrze na zdrowie idzie...