Witam wszystkich!
Chcielibyśmy podzielić się naszą historią (dość krótką na razie) i może dostać od Was kilka dobrych rad...
Decyzję o kotku w domu, podjęliśmy zanim jeszcze mieliśmy swój własny dom. ...
Domek był już remontowany, kiedy zaczęły się poszukiwania Kociaka... małej puszystej kulki...
W Wielki Czwartek wprowadziliśmy się do własnego M. We wtorek rano zapadła decyzja - czas na kota!!! Telefon do schroniska. Głos miłej Pani: "Oczywiście są kotki, takie od 6-mcy, nie ma tylko rudych".
Uradowani pojechaliśmy zakupić trochę kociego jedzonka, żeby dokarmić futrzaczki i ruszyliśmy po naszą kicię do schroniska odległego od naszego miasta 20 km. Na miejcsu niespozianka - małych kotów brak...
Ale jak tu wrócić ze schroniska bez kota??? Wszystkie się tulą, chcą bawić, same włażą do klatki transportowej. Jeden piękny, srebrny tygrysek siedział w kąciku, nie podchodził, i miał takie Wielkiw Smutne Oczy...
Już wszyscy wiedzą, że tygrysek wylądował u nas...
Opiekunka ze schroniska ostrzegała, że on do ludzi nie podchodzi, że nieufny, że bawić się nie będzie... Dowiedizeliśmy się, że w schronisku był ponad 1,5 roku...
On, okazał się być 4-letnią kotką. Pierwszy dzień przesiedziała za piecem, pół kolejnego również. Wczoraj i dziś spędziła dzień na parapecie. Schodzi w nocy, kiedy kładziemy się spać, żeby zjeść i załatwić swoje potrzeby (na szczęście do kuwetki).
Może ktoś ją bił, bo widać że się boi... Siedzi tylko i patrzy tymi smutnymi oczkami.
Na razie nie pomaga podrzucanie smakołyków (w rozsądnych ilościach) ani mówienie... Wiemy, że to dopiero kilka dni i że potrzeba czasu... więc podchodzimy, mówimy, dajemy wąchać ręce - przez firankę, żeby Kici nie płoszyć. Czekamy...
Jeśli podobny temat był już poruszany, proszę o link do niego... nie zdążylśmy przejrzeć wszystkich...
Może ktoś coś poradzi, żeby ten proces oswajania przyspeszyć? Czy to jest w ogóle możliwe?
Pozdrawiamy Q&A oraz z pewnością Kicia