Wczoraj moja siostra zadzwoniła do mnie, że jej kolega z pracy jest cały zdenerwowany, bo został podrapany przez kota w parku i grozi mu poważne leczenie. A było to tak, że wyszedł z psem na spacer i nagle zobaczył panikującego kota z puszka kociej karmy na głowie

Nie wiadomo, czy jedząc zaczepiła mu sie o głowę i tak już zostało, czy jkiś ... mu to założył

. Zaprowadził psa do domu, ale mimo, ze nie lubi kotów nie dawałomu spokoju, że tren biedny kiciek tam z tą puszką się męczy. Poszedł więc i znalazł go. Niestety nie jest on kocim psychologiem i postanowił go złapać bez rękawiczek. Spanikowany puszką na głowie kot oczywiście się panicznie bronił i dotkliwie go podrapał. Dopiero po tym zdarzeniu wpadł ten człowiek na telefon do weterynarza, który kota wziął i operacyjnie zdjął mu puszkę, a przy okazji znieczulenia wykastrował. No i wszystko byłoby O.K. ale nie wiadomo czy kot nie był chory i wet powiedział, że zostawiają kota do 14 dniowej obserwacji i jak zdechnie, to ten kolega siostry będzie musiał poddać się poważnemu leczeniu

No i zastanawiam się, czy aż 14 dni trzeba? Nie ma jakiś badań? Przecież ten kot był strasznie zestresowany, teraz jeszcze osłabiony kastracją, no nie życzę mu źle, ale przecież może się to skończyć śmiercią... i to wcale nie z powodu wścieklizny, czy ptasiej grypy która straszy weterynarz

No gość chodzi jak struty i powtarza w kółko, że nigdy kotów nie lubił, a teraz niecierpi jeszcze bardziej
Niby mu się nie dziwię, bo zabrał się do łapania kota "bez głowy" i przez co ma nie lada problem, to może być zły, ale i tak poczciwina z niego, że nie zostawił bidulki w kłopocie...