Witajcie! To mój pierwszy post na tym forum, ale myślę, że nie ostatni.
Otóż od pewnego czasu mamy w domu kotka, ślicznego, półperskiego rudzielca z białą krawatką, białymi łapkami i pręgowanym ogonem. Z tym, jak on do nas trafił to była cała historia, bo moja żona była zdecydowanie przeciwna zwierzętom w mieszkaniu. Faktem jest, że większą część dnia spędzamy poza domem i nie ma kto się zaopiekować domowym przybytkiem, a nie mamy domu, choć mieszkanie nie jest małe (83,5 m2).
Zimą będąc na spacerze z dziećmi wypatrzyliśmy ślicznego kotka, który bardzo się do nas garnął. Dzieci bardzo się do niego garnęły, a i mnie się spodobał. Żona była dość nieprzejednana - ale myśmy chodzili go dokarmiać i troszkę się nim zajmowaliśmy. Któregoś dnia kotek zniknął - sądzę, że trafił w ręce dobrych ludzi, bo on był bardzo przyjacielski. Ale dzieci już bardzo chciały mieć kotka. I ja zresztą też. Po paromiesięcznej "obróbce" przekonałem żonę do kotka. I tak trafił do nas kocurek Ron (nazwany tak przez dzieci na cześć rudzielca Rona Weasley'a z "Harry'ego Potter'a"). Na stronie założonej przez moją córkę możecie zobaczyć jak wygląda ten niespełna pięciomiesięczny kociak. Jest z nami od czerwca i wniósł ogromną radość w nasze życie. Zostaliśmy rzuceni na głęboką wodę - kocurek od razu pojechał z nami na wczasy nad morze, co zresztą zniósł bardzo dzielnie. Kotek jest bardzo wesoły i żywy, a charakterek ma toćka w toćkę jak mój sześcioletni synek. Trudno o lepszych kompanów, są prawie nierozłączni, choć Filip wyczynia z nim czasem wręcz nieprawdopodobne rzeczy. Podobni nawet są w tym, że obaj - kocurek i Filip - są rudzi. Natomiast Igusia, moja 12-letnia córka, z kolei zagłaskałaby kotka na śmierć. To też mu odpowiada, bo to do niej najczęściej chodzi spać zwijając się w kłębek u jej nóg. Kocurek "przerobił" też na swoją stronę moją żonę. Słowem - trudno nam sobie teraz wyobrazić życie bez niego.
Niestety od kilku miesięcy u Filipa obserwujemy objawy alergii. Dziś byliśmy na testach i okazało się, że największe uczulnie ma na roztocza, ale jest też troszkę uczulony na kocią sierść. Lekarz stwierdził, że Filip absolutnie nie powinien przebywać z kotem, bo przy alergii na roztocza alergia na kota będzie się tylko pogłebiać. Jako alternatywę podał drugie wyjście: dobrać sobie jeszcze dwa koty, żeby mieć ich conajmniej trzy. Ponoć wtedy stężenie alergenów jest tak duże, że dochodzi do samoistnego odczulenia. Są też ponoć środki odczulające na kota, ale stosuje się je wyłącznie w wypadkach, gdy nie można postąpić inaczej (np. u weterynarzy).
No i przyznam, że wobec powyższego mam problem: zdrowie dziecka jest dla mnie najważniejsze. Ale wiem też, że właśnie z powodu tego zdrowia z domu nie może zniknąć Ron, bo to dopiero by była krzywda dla dzieci. Jest on już na prawach członka rodziny i na pewno nie odejdzie. Cóż więc zrobić? Dodanie jeszcze dwóch kotów, choć pomysł wzbudza ogromny entuzjam dzieci, raczej nie wchodzi w grę: jesteśmy wciąż niedoświadczonymi właścielami czworonoga (nigdy nie mieliśmy innych zwierząt poza rybkami i chomikami). Poza tym gdzie one by się podziały i jak by się dogadały między sobą? No i przy naszym tak długim przebywaniu poza domem (w tygodniu wychodzimy ok. 6 rano a wracamy ok. 18:00) to mieszkanie chyba byłoby całkiem zdemolowane, bo już jeden Ron potrafi narobić niezłego zamieszania.
Cóż więc mi pozostaje? Macie jakieś pomysły? I - co może ważniejsze - doświadczenie z dziećmi alergikami i kotem? Czekam na Wasze rady i pozdrawiam,
PePe
poprzedni watek:
viewtopic.php?f=8&t=18980
mod siliana