Na podwórzu w Łodzi pan dokarmiający koty zgłosił pojawienie się kotki z 4 kociakami, niestety jeden (najładniejsza, trikolorka) już zginął pod samochodem. Ewa mrau złapała 2 kociaki, na cito trafiły do lecznicy, ale nie mogą tam zostać. Matka i trzeci kociak mają być łapane jutro, Matka po sterylce może wrócić na podwórko, pan dokarmiający podejmuje się ją karmić, mieszkać może, jak dotąd, w nieużywanym garażu. Ale kociaki wrócić tam nie powinny, bo pan (po wylewie) nie da rady dokarmiać tylu kotów, poza tym kociaki pewnie zginą, tak jak ich siostra, bo podwórze wygląda tak:
Typowe podwórko łódzkiej kamienicy, bez śladu zieleni, brudne, betonowe, a tu jeszcze pełne elementów remontowanej oficyny - i samochodów. Z bramą wychodzącą na ruchliwą ulicę.
Kotka z kociakami mieszka w nieużywanym garażu, tutaj:
A kociaki typowe, buraski, chłopiec i dziewczynka, wyglądają tak:
Dziewczynka:
Chłopczyk
Trzeci chłopczyk jest czarny, tu widać go za klatką, obok mamy-kocicy
Ewa mówi, że wet oceniła je na 7-8 tygodni, nie są zbyt dzikie - dziewczynka trochę syczała, przy wyjmowaniu z klatki, chłopiec dał się wziąć w rękę. Po zdjęciach nie widać, ale są malutkie, mieszczą się na dłoni.
Jeśli da radę je oswoić, to potrzebują tymczasu, żeby je wyadoptować. Kilka lat temu po prostu wzięłabym je do domu, ale teraz, przy chorych kotach i mojej małej sprawności nie widzę takiej możliwości.
Matka jest bardzo dzika. Nawet zdjęcia nie dało się jej zrobić, tylko takie mamy:
Mówiąc szczerze, nie widzę wielkiego sensu pisania o tych kociakach na miau, bo tu i tak wszyscy zakoceni, nikt im dt nie da. Ale Ewa prosiła, żeby założyć im wątek i wkleić w wątku łódzkim, więc spełniam jej prośbę.