Śmiercionośna choroba?

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon lut 27, 2017 19:30 Re: Śmiercionośna choroba?

Ja się staram jak najczęściej wychodzićź, i to rzeczywiście pomaga. Do przyjaciółki, która straciła jedynego syna i został po nim kocurek, z którym coraz wiecej jest związana. Na wystawy, imprezy kulturalne, działania społeczne lub po prostu się przejść. I powracam (na razie telefoniczne) do kontaktów z ludzmi, który dawno straciłam , to pomaga. Rada z poprzedniego wpisu jest dobra, sama na sobie przećwiczyłam. A że czasem ściśnie, że się chce krzyczeć .... to przecież tak niedawno było. Przyjaciółka też by chciała czas wrócić, tu chodzi o syna, analizuje czego nie dopatrzyła, niezauważyła i dręczy sie że syn by żył (umarł na zapalenie płuc), gdyby zadziałała inaczej. Wspomagamy się, ja ją ona rozumie mnie w tym, ale tak czasem czuję się jakoś .....w jej przypadku chodzi o syna, w moim o kota. Jak czytam różne wątki, tak wiele jest często żalu, że się coś zaniechało, nie zobaczyło, że zwierzaczek - przyjaciel odszedł, jest też wiele wpisów, że mimo właściwych działań nie udało się, a pozytywnych tak jakoś mniej. Ale też są wpisy o działaniach weterynarzy, którzy przecież muszą być od nas mądrzejsi, i też żle poprowadzili. To nie zmienia faktu, że serce ściska i tak chcialo by się inacze to wszystko poprowadzić, i dręczy poczucie, że zawiodło się małego przyjaciele, tak od nas zależnego.
Ja zajmuję się moimi 2 kotkami, jak mogę, ale czuje, że tej więzi nie mam jak z Pigusiem, ale jak odszedł Teoś, mój wtedy skarb, po pewnym czasie dopiero więź z Pigusiem była taka silna.
To prawda, z czasem myślę że i te 2 kotki pokocham, teraz je lubię, no i Misia taka doświadczona i taka dobra, i tak polubiła nas dom, ma swoje ulubione już miejsca do spania, po 2 tygodniach zaczyna nawet galopady z Julcią, mimo że to stateczna mama, która 6 razy rodziła. Tak pisze chaotycznie, ale to tak trudno wyrazic wszystkie smutki i żale.
Jesteście mi naprawdę bliscy i ciesze się , ża Was poznała, i nie ważne że tak wirtualnie.

gryficzanka49

 
Posty: 55
Od: Wto lut 21, 2017 23:24

Post » Wto lut 28, 2017 12:50 Re: Śmiercionośna choroba?

Siedzę przy komputerze i czytam wszystko o chorobach kotków, klinikach i lekarzach, zbiórkach i inne, analizuję.....wiem, że to co się stało, należy do przeszlości, wiem że czasu nie da się wrócić, a mimo to nie mogę się powstrzymać. Czy to coś daje .....trochę, jak czytam o uratowanych kotkach, wielkim sercu oddanych im ludzi, miłości do końca, ale też może wiedząc trochę więcej nie popełnię błędu, mam 2 kotki i o nie teraz powinnam dbać. I mimo tego czytania nie wiem, czy zdecyduję się na sterylizację, bo sprzeczne mam odczucia. Moja pierwsza kotka nie była sterylizowana, nie dostawała hormonów, żyła 17 lat w zdrowiu u odeszła spokojnie - zasnęła. Nigdy nie było z nią żadnego zdrowotnego problemu, poza tym że jak czasem był kocur, to go odganiała i nie chciała, no i rzadko i sporadycznie wymiotowała (sierścią) lub jedzeniem, jak zjadła za dużo. Wtedy nie było past, dostawała trawę i wtedy. Jadła wszystko co my, puszki i chrupki to były tylko za walutę. A moja teraz Misia ze schroniska 6 razy rodziła, i miala operowaną macicę, ropomacicze. Weterynarz co robi sterylkę innym kotom, ma sam 2 i im nie robi!? Muszę się dowiedzxieć, dlaczego i o co chodzi.

gryficzanka49

 
Posty: 55
Od: Wto lut 21, 2017 23:24

Post » Śro mar 01, 2017 9:17 Re: Śmiercionośna choroba?

Mealania, Danera, myślę stale o Was, czytam wpisy, wyniki, przeżywam wciąż na nowo, to co stało się z waszymi kotkami, i jak było z moim. Nie bardzo sobie z tym radzę, wspominam wpisy Hakity, która bardzo rozpaczała i tęskniła po odejściu Zuluska, i teraz dopiero wiem, jak silne mogą być więzy człowieka ze zwierzątkiem. Wy działałyście od razu, ja nie, wierzyłam że środki, które podaję, pomogą i to był mój ogromny błąd. Mealania, nie widzę, byś Ty czegoś zaniechała, stres u kota, teraz wiem, jest ważnym czynnikiem, ale Nokia i Czesiek mieli siebie, wspierali się i nowy kotek nie mógł bardzo zakłucić tej relecji i wpłynąć na ich samopoczucie a zwłaszcza na zdrowie. Wiem to, bo jak był jeszcze Teoś i Piguś i Julka na początku, to one trzymały się razem, co innego gdy Piguś został sam. Jak piszesz, Czesiek miał coś z nerkami? a to poważna choroba, która nagle nieoczekiwanie wzmaga się, wiem to bo to przechodziłam z Teosiem. Mealania, jestem z tobą z całego serca, jesteś bardzo wrażliwą osobą, a to w tym teraz szybkim świecie bardzo cenna cecha (choć przysparzająca wiele cierpień, lepiej mają ludzie pozbawieni empatii). Nie jesteś sama, jak wiesz, i o tym też pisalaś, a takich jak Ty, jest na szczęście wielu. Wrażliwych, dobrych, przez to często cierpiących, ale bez takich ludzi świat by nie istniał. Bożena

gryficzanka49

 
Posty: 55
Od: Wto lut 21, 2017 23:24

Post » Pt mar 03, 2017 18:36 Re: Śmiercionośna choroba?

Rakea pisze:Mealania, musisz sie podnosic i musisz wychodzic z domu, wtedy gdy jeszcze masz dobry kontakt z rzeczywistoscia. I musisz juz w tej chwili poprosic o profesjonalna pomoc.

niedaleko Ciebie sa takie warszaty/zajecia indywidualne bezplatne
http://centrumpaca.pl/wp-content/upload ... stopka.jpg
tu masz wiecej
http://centrumpaca.pl

Im wiecej zajec tym lepiej, chodz gdzies, odwracaj uwage od czarnych mysli. Pamietaj, ze nastroj to chemia mozgu, im wiecej rozpaczliwych mysli tym twoj nastroj bedzie gorszy. Wez leki i dbaj o odwracanie uwagi od tych rozpaczliwych mysli. Na tym etapie, nie pozwalaj sobie na zapadanie sie w siebie i na depresyjne nastroje, stamtad juz zwykle niedaleko do pelnego zamkniecia sie. A stamtad ciezko wyjsc. Nie poddawaj sie temu. Nie wolno Ci sie poddawac rozpaczy!

wiem, ze nie czujesz jeszcze wiezi ze swoimi kotami, ale jesli ciebie zabraknie one wyladuja w schronisku, wiec walcz o siebie - dla siebie i dla nich. Od juz, od natychmiast...


Dziękuję Kochana. Wszystko to o czym napisałaś trafia do mnie i rozumiem, że to właśnie tak działa. Centrum paca znam. Na razie moja psychiatra przepisała mi antydepresant i skierowała do psycholożki w tej samej przychodni. Miła kobieta, ale jej argumentacja jest dość prosta. Nie chcę by to brzmiało jakoś źle. Mimo to zauważyłam, że może nawet tu nie chodzi o jakieś terapeutyczne sztuczki, ale zwykłą rozmowę z drugim człowiekiem. A to ma sens. Ludzie najczęściej trafiają do psychologów lub terapeutów, gdy nie mają bliskich, z którymi mogą dzielić swoje życie, swoje przeżycia. Oczywiście są takie sytuacje, gdy przyjaciel, rodzic, partner nie zastąpi terapeuty. Dlatego właśnie próbuję to ustalić. Czy potrzebuję przyjaciół, czy terapeuty, by przełamać swoje lęki przed bliskością.

Mealania

Avatar użytkownika
 
Posty: 41
Od: Pon sty 30, 2017 20:19
Lokalizacja: Praga Płd.

Post » Pt mar 03, 2017 18:44 Re: Śmiercionośna choroba?

gryficzanka49 pisze:Mealania, Danera, myślę stale o Was, czytam wpisy, wyniki, przeżywam wciąż na nowo, to co stało się z waszymi kotkami, i jak było z moim. Nie bardzo sobie z tym radzę, wspominam wpisy Hakity, która bardzo rozpaczała i tęskniła po odejściu Zuluska, i teraz dopiero wiem, jak silne mogą być więzy człowieka ze zwierzątkiem. Wy działałyście od razu, ja nie, wierzyłam że środki, które podaję, pomogą i to był mój ogromny błąd. Mealania, nie widzę, byś Ty czegoś zaniechała, stres u kota, teraz wiem, jest ważnym czynnikiem, ale Nokia i Czesiek mieli siebie, wspierali się i nowy kotek nie mógł bardzo zakłucić tej relecji i wpłynąć na ich samopoczucie a zwłaszcza na zdrowie. Wiem to, bo jak był jeszcze Teoś i Piguś i Julka na początku, to one trzymały się razem, co innego gdy Piguś został sam. Jak piszesz, Czesiek miał coś z nerkami? a to poważna choroba, która nagle nieoczekiwanie wzmaga się, wiem to bo to przechodziłam z Teosiem. Mealania, jestem z tobą z całego serca, jesteś bardzo wrażliwą osobą, a to w tym teraz szybkim świecie bardzo cenna cecha (choć przysparzająca wiele cierpień, lepiej mają ludzie pozbawieni empatii). Nie jesteś sama, jak wiesz, i o tym też pisalaś, a takich jak Ty, jest na szczęście wielu. Wrażliwych, dobrych, przez to często cierpiących, ale bez takich ludzi świat by nie istniał. Bożena


Dziękuję Gryficzanko. Nie, Czester nie miał problemów z nerkami. Nie miały problemów z niczym, aż do sądnego dnia. Ja też wierzyłam, że Noki i Czesiek są na tyle ze sobą zżyte i silne przez to w jakich warunkach żyły, że poradzą sobie z małym. Byłam przekonana, że przerodzi się to u nich w pozytywne zainteresowanie z czasem.
Teraz uważam, że Mały wprowadził niepokój i zagrożenie dla trwałości naszego kociego stada. One były ze mną silnie związane, ja z nimi również.
Korci mnie, żeby zadzwonić do behawiorystki kociej, ale boję się, że usłyszę coś, co mnie ostatecznie zabije.

Gryficzanko, dziękuję Ci za empatię i ciepłe słowa. Mam nadzieję, że w naszym życiu zawita kiedyś spokój.

Mealania

Avatar użytkownika
 
Posty: 41
Od: Pon sty 30, 2017 20:19
Lokalizacja: Praga Płd.

Post » Pt mar 03, 2017 18:54 Re: Śmiercionośna choroba?

Dziewczyny. Przyszło mi teraz do głowy. Jutro rano idę z Zyźkiem na zabieg kastracji. Mówiłam lekarce, że Zyzol (bo tak na niego mówię) dziwnie oddycha czasem, jakby miał problem z oddychaniem. Czasem to przypomina gruchanie gołębi, takie jakieś rzężenie, czy coś. Boje się, że pod wpływem narkozy z tych oddechem może stać się coś nie tak. Poszłabym z nim do tej drugiej kliniki, ale wiem, że skończy się to znów na tysiącach złotych. A nie mam już nawet grosza.

Macie jakieś przemyślenia w tej sprawie? Jak można zbadać co mu jest? Bo nie oddycha tak cały czas. Ale zdarza się dość często.

Mealania

Avatar użytkownika
 
Posty: 41
Od: Pon sty 30, 2017 20:19
Lokalizacja: Praga Płd.

Post » Sob mar 04, 2017 2:36 Re: Śmiercionośna choroba?

Zyzio moze miec problemy w obrebie gornych drog oddechowych. Mam kota, ktory gdy cos przezywa zaczyna chrumkac. Drugi strasznie chrapie - mam tak od operacji z 10 lat temu. Ciezko stwierdzic na ile jest to niebezpieczne, podczas narkozy lekarz moze dokladnie obejrzec podejrzany rejon.

co do pomocy przyjaciol to po mojemu wyglada tak: jesli przyjaciele sa "sprawdzeni od lat", w roznych sytuacjach i w roznych twoich stanach, wiesz czego mozesz sie po nich spodziewac, wiesz do ktorego uderzyc z konkretnym problemem (bo mimo pozorow madrosci, nie ma osob od wszystkiego). �bedac w kiepskiej kondycji psychicznej mozesz latwo ulec roznym manipulacjom i uzaleznieniu od osob nowopoznanych ktorych intencji w tej kondycji mozesz nie odczytac zbyt dobrze. wiec nie rezygnowalabym z terapeuty spitalnego, szukalabym tez jakiegos innego, ew. darmowego terapeuty i grupy wsparcia dla konkretnego zagadnienia, no i jakiejs stosownej odmiany medytacji (bez indoktrynacji oczywiscie) itp. Najwazniejsze, zeby wprowadzac nowe elementy pojedynczo i powoli, jednoczesnie podtrzymujac stare "pomoce". o, sie wymadrzylam ;)
Obrazek Obrazek
PRZEPRASZAM ZA BRAK POLSKICH ZNAKOW.

Rakea

Avatar użytkownika
 
Posty: 4915
Od: Śro lis 14, 2007 23:56
Lokalizacja: Praga nad Wisłą

Post » Sob mar 04, 2017 11:01 Re: Śmiercionośna choroba?

U mojego Pigusia już w dniu kiedy odszedł Teoś, nastapiła zmiana. Włosy się tak podniosły, tj. rozdwajały i był smutny. Potem przyszła Julcia, chcieliśmy by mial towarzystwo i zajęcie, a on jej nie akceptował, bo figlowała, a Teoś był b. spokojny, ciągle do niego przytulony, nieodłączni. Piszą, że kotki sa strasznie podatne na stress, że to może wywołać utajoną u nich do tej pory chorobę (ale muszą ja już mieć), i też myśli moje chodzą, że to nie był dobry pomysł, przyjęcie Julci. Ale ona była taka maciupeńka, znaleziona przez syna na dworze, tylko że jak przypominam, Pigusia chyba niespełna 3-miesięcznego przyniosła dziewsczynka, znaleziony w piwnicy, potwornie zapchlony, brudny (był biały a wtedy był szary) też dokuczał wtedy Mefiskowi, persowi, ojcu Teosia, a był już chory na nieleczące się zapalenie zatok i tak kolo się zamknęło. Tylko że też piszą że choroby u ludzi też początkuje stres i je uaktywnia, więc nie wiem Mealanio, czy naprawdę nasze kotki były tak mało odporne, że stres je zabił? Ja za to jestem przekonana że stres u weterynarza i kroplówka go dobiła, i lek na odrobaczenie i szansa na wyleczenie (podleczenie, bo niewydolna trzustka to choroba nawracająca i w końcu zabija, prędzej czy poźniej). Ja nie chciałabym wiierzyć, że stres naszych kotków je osłabił w kontakcie z nowym kotkiem, bo teraz widzę, że w domu dominuje nowa Kicia, i nie wiem jak to będzie, Julcia chyba pódzie na bok, i co znów koło się zamyka. Ja myślę, że nasza miłość do kotków jednak dawała im poczucie stabilności, że są ważne dla nas, ja Pigusia zdecydowanie forowałam ,dawałam odczuć, że jest najważniejszy, a Julcie na drugim miejscu. Ale też już nie wiem co myśleć, gdyby to było coś na rzeczy, to jak to jest w schroniskach, szpitalikach, tam wiele kotów i co na to ich opiekunki. Oni muszą o tym dużo wiedzieć, maja doświadczenie i obserwują.
Wczoraj miałam wystawę w Skaryszewie, wspaniale zorganizowańą, przyjaciele, orkiestra dęta, śpiewy, - a mi ciągłe w głowie Piguś.... Pozdrawiam

gryficzanka49

 
Posty: 55
Od: Wto lut 21, 2017 23:24

Post » Sob mar 04, 2017 14:23 Re: Śmiercionośna choroba?

Czybędzie mial robione jakieś badania. Teraz tak przestrzegają przed nierobieniem, kotek może mieć jakąś ukrytą chorobę, serce. Częściej mówią o sterylizacji kotki, bo się zdarza, że coś wysiada i nie wybudza się. Ale większość weterynarzy mówi, że jak kotka młoda, czy kot, to zakładają że nie jest chora. Ja teraz i syn mamy młode kotki, ale mocno zastanawiamy się nad sterylizacją, wetrynarzze schroniska mówi, że robią to głównie dlatego, by bezpańskie zwierzęta się nie rozmnażały, a zachorowania na ropomacicze czy inne są rzadkie, oczywiście są, bo jak zostawione są organy to się może zdażyć. Jak jest jakiś organ, zawsze może zachorować. On swojej kotki nie sterylizuje. No, ale co innego z kocurkiem, zabieg trochę inny, sama mialam 2 kocurki wykastrowane i po zabiegu dość szybko przychodziły do siebie. A WETERYNARZ SAM MUSI UZNAĆ, CZY TAKIEGO KOTKA Z NIEPEWNYM ZACHOWANIEM, KASTROWAĆ, NO I ZBADAĆ SERBE, OSŁUCHAĆ I PŁUCA TEŻ.

gryficzanka49

 
Posty: 55
Od: Wto lut 21, 2017 23:24

Post » Nie mar 05, 2017 19:06 Re: Śmiercionośna choroba?

Kastracja Zyzia poszła pomyślnie. Wygląda na to, że ma się dobrze. We wtorek idziemy na kontrolę.
Tak jak piszesz Gryficzanko, myślę, że to wszystko przez stres. Bardzo Ci współczuję i łączę się w bólu. Miejmy nadzieję, że przyszłość przyniesie nam jeszcze wiele dobrego.

Mealania

Avatar użytkownika
 
Posty: 41
Od: Pon sty 30, 2017 20:19
Lokalizacja: Praga Płd.

Post » Nie mar 05, 2017 23:45 Re: Śmiercionośna choroba?

gryficzanka49 pisze:mocno zastanawiamy się nad sterylizacją, wetrynarzze schroniska mówi, że robią to głównie dlatego, by bezpańskie zwierzęta się nie rozmnażały, a zachorowania na ropomacicze czy inne są rzadkie, oczywiście są, bo jak zostawione są organy to się może zdażyć. On swojej kotki nie sterylizuje.


przepraszam, ale ten weterynarz to jakiś niedouk . Kotka mojego syna wpadła w ruje permanentną w wieku bodaj 7 mies. Lała na wszystko, na stół, na komputer, do łóżeczek dzieci.....wet kazał czekac aż się ruja skończy :strach: :strach: :strach: wzięłam sprawę w swoje ręce, kotka dostała proverę, no i sterylka. Miała wtedy ok roku. I już początki ropomacicza. Tu, na forum, któraś z forumowiczek dała zdjęcie usunietej macicy na granicy pęknięcia - także u młodziutkiej kotki.
Moja własna prywatna kotka (daaaawno temu), zeszła na nowotwór listwy mlecznej - skutek podawania środków antykoncepcyjnych - wtedy sterylka była rzadko wykonywana, owszem kastrowało się kocurki, by nie smrodzily w domu ale kotka......
Teraz dobry wet wykona sterylkę cięciem bocznym, nawet u kociaka - i kocie śmiga nastepnego dnia jakby nic sie nie stało.

Edit - poczytaj w wątkach hodowców - im także ropomacicze daje się we znaki, bo przeciez kotka nie moze być pokryta przy kazdej ruji. Leczenie takiej kotki to setki złotych, duze setki złotych.

izka53

Avatar użytkownika
 
Posty: 15059
Od: Śro wrz 29, 2010 13:54
Lokalizacja: Poznań

Post » Pon mar 06, 2017 0:23 Re: Śmiercionośna choroba?

gryficzanka49 -
tu na forum kazdy poleci ci kastracje kotek i kocurow (kastracja u kotki to usuniecie macicy i jajnikow, u kota: jader). koty ktore nie wybudzily sie po kastracji to bardzo rzadkie przypadki - a wiemy, bo tutaj wiekszosc z nas kastruje koty wolno zyjace w ilosciach hurtowych, i nie mamy takich doswiadczen. zrob baania krwi i wykastruj - nie czekaj na ropomacicze.

Mealania - uff za Zyzia. :) dobrze, ze to juz za wami, gdy mu hormony opadna, moze na mloda spojrzy sie laskawszym okiem.
Obrazek Obrazek
PRZEPRASZAM ZA BRAK POLSKICH ZNAKOW.

Rakea

Avatar użytkownika
 
Posty: 4915
Od: Śro lis 14, 2007 23:56
Lokalizacja: Praga nad Wisłą

Post » Pon mar 06, 2017 10:27 Re: Śmiercionośna choroba?

Misia, którą po smierci Pigusia wzięłam ze schroniska, 6-letnia 6 razy rodziła.Kiedy właściciel umarł i rodzina wyrzuciła ją do schroniska (mimo że dostali spadek - dom i go sprzedali, a wszak to był dom i Misi, więc i jej spadek), była operowana w schronisku na ropomacice. A więc zachorowala mimo ciąż. Syn powtarza, że każdy organ może zachorować, jak się go ma, a nie zachoruje, jak się go wytnie. Więc w tym rozumowaniu jest logika, i logika wynika z waszych wpisów, że sterylizować, gdy się nie chce małych kotków. Zgadzam się, zastanawiam się, choć uważam, że jednak sterylizacja dzikich kotów spowodowana jest próbą ograniczenia liczebności, a nie troską o ich zachorowanie na ropomacicze czy listwy mleczne. Faktem jest, że moja przyjaciółka wykastrowała teraz jamniczkę, w wieku 5 lat, bo miała chore listwy mleczne, wcześniej nie, choć pies i kot były stale pod opieką weterynarza. Rozważam, przekonsultują z weterynarzami, zrobię badania, tylko po tym, jak mi nie wyleczono Mefiska, nie zdiagnonowano Teosia, teraz Piguś - to już nie wiem do którego pójść. A przeszło 17-lecia Kicia, niewysterylizowana, bez chormonów, z rują rzadką i krótką, na domowym jedzeniu umarła spokojnie, we śnie, ze starości, na nic nie chorowała, wesoła i szybka do końca i zakochana bezgranicznie w synu, który ją przyniósł 2 miesięczną, jak jej matkę zabił samochód.Jak patrzę teraz na wyniki krwi i moczu Pigusia, i analizy podobnych, w tym pierwiastków i moje dokładne relacje do weterynarza o jego dolegliwościach, to trudno mi uwierzyć, że weterynarz od razu nie powiedział - trzustka, tylko na ślepo dał tabletki na odrobaczenie (było pół roku wcześniej), a nie polecił leczenia antybiotykiem, enzymami, dietą. A ja głupia tak się cieszyłam, że on tak jadł, aż mruczał przy jedzeniu i tak mu dogadzałam.
Wezmę jednak pod rozwagę wszystko, o czym piszecie, dziękuje za słowa wsparcia i rady.

gryficzanka49

 
Posty: 55
Od: Wto lut 21, 2017 23:24

Post » Pon mar 06, 2017 16:50 Re: Śmiercionośna choroba?

gryficzanka 49 - zerknij w zakladke weci polecani, moze niedaleko ciebie znajdziesz kogos z sercem i wiedza.
Obrazek Obrazek
PRZEPRASZAM ZA BRAK POLSKICH ZNAKOW.

Rakea

Avatar użytkownika
 
Posty: 4915
Od: Śro lis 14, 2007 23:56
Lokalizacja: Praga nad Wisłą

Post » Śro mar 08, 2017 18:02 Re: Śmiercionośna choroba?

Nie ma radomskich. Szukam inaczej. Ciągle w stresie...

gryficzanka49

 
Posty: 55
Od: Wto lut 21, 2017 23:24

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Goldberg, Google [Bot], Majestic-12 [Bot] i 420 gości