Witam,
Chyba pierwszy raz muszę prosić o poradę, mimo dobrego lekarza.
Mam kotkę, ok. 10 lat. Z "odzysku", dostaliśmy ją w 2010 roku na dokocenie. Niestety, kot urodzony jako dziki i bardzo bojący się ludzi, a my zgodziliśmy się na jego przyjęcie. Niestety, bo to oznaczało, że kot był nie do zabrania do weta (próba złapania kończyła się dzikim tańcem, po którym uciekała, i nie dawało się jej zabrać). Podsumowując - kot od 6 lat nie był u weta (raz był wet, po pogoni "po ścianach" powiedział, że koty nie brać do weta, bo zejdzie na serce - tak trudno było coś sensownego zrobić).
Także niestety - przeoczyliśmy objawy charakterystyczne dla początku mocznicy. Dziś z perspektywy miesięcy je widzę - zwrotki "kwasowe", dość duże łaknienie na wodę (choć sikała niewiele, co jest jakby przeciw typowym objawom).
Skracając się, by przejść do obecnego stanu: koło dwóch miesięcy temu zaczęły się problemy z jedzeniem. Coraz słabiej, coraz słabiej... no ale wcześniej bywało do czasu zmiany karmy. Zresztą po zmianie na mokre (wcześniej jadła suchego Royala) w grudniu ruszyło się z jedzeniem.
Potem wyszedł jej (hmm, ze 3 tyg temu?) wrzód z boku pyszczka. Zaczęliśmy przemywać wodą utlenioną na zmianę z Octeniseptem. W międzyczasie mocno wrócił apetyt (potrafiła zmłócić półtorej porcji) i wszystko wyglądało na prostowanie się.
Niestety, we wtorek jeszcze jadła normalnie i w ogóle bajka kot. W środę zaczęła być bardziej osowiała i mniej jeść. W czwartek niemal zupełnie nic nie zjadła i nie wypiła. Więc wczoraj w czwartek obejrzałem pyszczek bliżej (i podotykałem palcem), no i wyszedł duży (suchy) strup z drugiej strony i dwa strupy z miękką częścią pośrodku pod pyszczkiem. Jeden "pachnący" jakby moczem właśnie. Kotę (osłabioną) udało się zabrać do weta. Tam dopatrzono się dużego wrzodu.
Dziś po kroplówce pobrano krew i mocz. W morfologii wyszły znacznie podniesione limfocyty (pewnie z uwagi na wrzód, 51.4 tys/ul)i zachwiane w dół czerwone krwinki (erytrocyty 2.93mln/ul, hemoglobina 5.9g/dl, hematokryt 19.4%). Na biochemii minimalnie podniesiony AspAT, ale kreatynina 2.83 i mocznik aż 280mg/dl. Pani doktor sugerowała, że kotka ma max kilka miesięcy życia z uwagi na zaawansowaną mocznicę, i być może ma rację - dopuszczam taką możliwość.
Chciałbym jednak choć sprawdzić, czy nie uda się kociulki przywrócić do radości (bo nie interesuje mnie utrzymanie kota cierpiącego, jak pewnie nikogo z nas) - mimo że przez te 6 lat trzymała się w bezpiecznej odległości - było widać, że kocha i była kochana.
Z panią doktor ustaliłem następujące podejście:
1. Przez weekend wypłukać kotę kroplówkami, zobaczyć czy uda się opanować jakoś w miarę rozsądnie parametry, i np. w poniedziałek sprawdzić raz jeszcze krew/mocz badaniem.
2. Pani doktor ma porozmawiać z anestezjologiem, czy da się dobrać tak anestetyki, żeby wykonać operację wyczyszczenia pyszczka (wrzodów i zębów).
3. Niestety, przy takich parametrach metronizadol zdaje się odpada. Pytanie, czy to będzie duży problem? Czy coś można jeszcze (pani doktor mówiła, że będzie tylko jeden antybiotyk możliwy do zastosowania w takim przypadku, ale nazwy nie znam i nie pamiętam
)
4. Jeśli odpowiedź na punkt 2 i 3 będzie pozytywny i możliwa będzie udana operacja, to chciałbym aby spełnił się ciąg: zbicie poziomu mocznika -> operacja i wyczyszczenie pyszczka -> próba stabilizacji mocznika na dłuższy okres.
Pytanie, czy po pierwsze taki plan ma szansę się powieść, i po drugie, może ktoś ma jakieś sugestie lub pomysły do zasugerowania u weta? Tam jest grupa kilku wetów różnej specjalności, i mogą mieć rację, że to pora dać odejść koteczce, ale myślę, że trzy dni nawadniania i oczyszczania nie będą dla koty aż tak szkodliwe i bolesne jak ew. przedwczesna decyzja.
Za wszelkie informacje i sugestie z góry dziękuję.
Pozdrawiam, Adam