nienawidze takich zdarzeń.
Ostatnio niedoświadczona dziewczyna wysyłała koty do Warszawy, zaraz po wyruszeniu koty wybiły drzwiczki - i tylko szczęście w tym, że facet zawrócił pod dom z latającymi mu po kabinie kotami.
Kilka godzin później koty miały znowu jechać jedynie w transporterku z zadrutowanymi drzwiczkami.
I już to widzę jak niezbyt fanatyczny kociarz (czyt. taki który nie widział opętanego szałem kota) zabezpiecza transporter.
Poradziłam na szybko i metodą domową, żeby zamotała folią spożywczą naokoło przez drzwiczki-górę-tył-dół zostawiając boczne dość spore otwory na wymianę powietrza.
Koty dojechaly do celu bezpiecznie i cało, a mi się oberwało od prezeski pewnej fundacji, ze poradziłam zastreczować koty.
mam to w pompce, koty dojechały na miejsce, całe i zdrowe. Nikt nie musiał ganiać po polsce w poszukiwaniu tych bied.
i temu wydarzeniu też można było pewnie zapobiec.
ba, kot mógł nawet nie wybić drzwi, a po prostu nie-kociarz ulitował się nad koteckiem bo ten płakał...ech.