Witam serdecznie. Mam problem i wierzę, że wspólnymi siłami znajdziemy rozwiązanie. Otóż sprawa wygląda tak: dwie rezydentki trzynasto- i dwuletnia. Seniorka to wersja bojowa kota, juniorka kot-hippis kochający cały świat. Zgoda pomiędzy nimi była jako taka, tolerowały się ale nie kochały. Czasami doszło do lekkich łapoczynów, ale ogólnie spokój. Do piątku. W piątek zaszła do mnie sąsiadka i zniosła swojego kocura dosłownie na pięć minut, chciała pokazać drugiej koleżance. Seniorka byłą zamknięta w pokoju. juniorka ganiała po mieszkaniu. Młoda zobaczywszy kocura wpadła w taki szał, że pogoniła go do doniczki z kwiatkiem. Facecik nawet puścił kupala ze strachu. Przeprowadziłam błyskawiczną akcję separacji kociambrów, kocur został odniesiony do domu. Juniorka się uspokoiła. Sąsiadka poszła, wsypałam do misek jedzonko, przyszły rezydentki. Zjadły i... zaczęlo się kongo. Juniorka zaczęła atakować seniorke całym arsenałem zachowań agresywnych czyli było i stroszenie ogona i fuczenie i syczenie i bieg bokiem... i wrzask i pisk i co tylko jeszcze można. Seniorka zbaraniała i nie widziała co ma zrobić, nawet nie atakowała. Oczywiście nastąpiła szybka separacja, która trwa do dziś. Jak są osobno jest ok, jak są razem zaczyna się kongo. Separujemy je od siebie, ale żal mi seniorki, bo siedzi sama w pokoju. Młoda źle znosi zamknięcie
Dla nas młoda jest nadal mizista i kochana. Tuli się i mruczy.
Młoda jest w trakcie leczenia wyrwanego pazura, seniorka ma niewydolność nerek. Przebadane, wychuchane. Dajemy młodej stress outa, zamówiliśmy dla obu obroże z fermonami. Jak myślicie, jest szansa, że się ponownie dogadają? Pluję sobie w brodę, że nie zareagowałam na to, że sąsiadka chce przynieść swojego sierściuszka... Jakoś takie zamieszanie było i nagle się patrzę, a ona z kotem... Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się po młodej takiej akcji...