Koniczynka47 pisze:Zapewniam Cię, że gdyby więcej włożono pracy w jej socjalizację w ciągu tych pierwszych 12 tygodni to by była idealna.
Ciekawe jak byłaby Caillou gdyby ją wcześniej socjalizowano. Ona nie była wcale socjalizowana.
Z tego co sie dowiedziałam od osób, od których ją dostałam:
Caillou urodziła się pod Bielskiem Podlaskim, prawdopodobnie ok 15 lutego 2011 r, wtedy cały luty były silne mrozy i wszędzie tam w łąkach/polach dużo śniegu.
Daleko poza miastem, w zamkniętej szopie bezdomna suka, bardzo cwana i raczej łąkowo-polowa niż bezdomna, urodziła szczeniaki.
Obie panie, które miały kontakt z Caillou znały z widzenia jej matkę -nigdy nie podchodziła do człowieka, nigdy nie weszła do klatki łapki, wiosną, latem i jesienią radziła sobie sama 9polowała tez na myszy, ptaki). Czasem zimą pojawiała się bliżej ludzi, korzystała ze smietników, czasem ją dokarmiały -ale zawsze była na dystans. Widziałam ją na zdjęciu -bardzo podobna do Caillou, tylko bardziej kolorowa.
Przypadkiem jedna z pań, która mieszka w Bielsku i ma dwa swoje psy, i była z psami na spacerze akurat w tamtej okolicy, i te psy zaprowadziły ją pod ta szopę. I strasznie były podekscytowane. Z szopy słychać było piski, i były ślady psich łap.
Zaczęła zanosić suce ciepłe jedzenie, jedzenie znikała, słychać było szczeniaki. z czasem nawet czasem widziała szczeniaki. Do szopy nie wchodziła, szopa była zamknięta na kłódkę. Psy wchodziły i wychodziły jakimś podkopem. Szczeniaki były dwa.
A potem któregoś dnia, koniec kwietnia/początek maja -szopa była otwarta, a psów nie było. Była juz wiosna i podobno jakaś kobieta przyszła do swojej szopy, coś było o tym ze złapała te szczeniaki do worka, suka uciekła, a potem kobieta szczeniaka jednego oddała komuś tam, a Caillou jej uciekła. I z tydzień prawdopodobnie sama sobie radziła w łąkach. Miała ok 10 tygodni wtedy. Co jest możliwe, bo ona doskonale lapie myszy, ptaki, wiewiorki, wie jak polować na ryby, chetnie zje koniki polne i wykopuje sobie jakieś korzonki.
Potem ta pani, która dokarmiała jej mamę, szukała Caillou i znalazła i złapała. I Caillou była ok tygodnia, może parę dni dużej u innej pani, która pomaga psom na tamtym terenie, i ma u siebie psy którym szuka domów. Pani mieszka na końcu wsi, pod Bielskiem, ma domek z ogródkiem/podwórkiem. Nie chodziła z Caillou na spacery poza podwórko. caillou mogła być i w domu i na podwórku, spokojnie kontaktować się z innymi psami czy kotami, które tam mieszkały. I ta pani zaczęła zaraz ogłaszać Caillou.
Caillou przez ten tydzień głownie spała i jadła i znowu spała. Odsypiała. Miała kontakt z psami,z kotami, miała kontakt z człowiekiem -ale to sie chyba nie liczy jako socjalizacja. Bardzo dużo obserwowała.
Wiedziałam, że nie zna smyczy, nie zna miasta i wymiotuje w samochodzie.
Do mnie przyjechała 13 maja (czyli miała prawie 3 miesiące). Była zadziwiona schodami w kamienicy (na poczatku ją nosiłam na 4 piętro i znosiłam na dól kilka razy dziennie), bała się ulic (tez ją na poczatku przenosiłam), wielkich worków na śmieci, wielkich facetów. Miasto ją zadziwiało. Ale jak po kilu dniach udało mi się z nią dojść do parku , a potem jeszcze w łąki -to już sama szła na smyczy przez ulicę, i przez schody nad ulicą i do parku. Chodziła na spacery i kręciła głową, żeby wszystko zobaczyć, powąchać. Na widok koparek czy innych maszyn to az siadała z zachwytu.
Wystawiała czasem niebezpieczeństwo (tak podnosi jedną łapę do góry i wskazuje nosem), ale jak mówiłam że w porządku, to uznawała że nie ma problemu. Zapisywała sobie gdzieś tam w mózgu , że kolejne rzeczy sa OK. I potem już do tego nie wracała.
Góry, rzeka, goście -ją zachwycało po prostu.
Jedyny problem, to taki, że nie jest to pies odwoływany, jeśli zobaczy dziki, sarny itd.
Pewnie to moja wina, trzeba było więcej lub inaczej ćwiczyć.
Jeśli górskie łąki kwitną, to są takie momenty, ze można ją wołać, a ona nawet się obejrzy -ale tak jakby mnie zupełnie nie widziała. Tak jakby była zaczarowana. Nawet nie ucieka, ale jest w swoim świecie.
Więc spuszczam, ją tylko w terenie znajomym, na łąkach za parkiem, i zawsze z linką. Na żadnych polankach, dalekich spacerach jej nie spuszczam.
Kiedyś ją spuszczałam,ona jest odwoływalna zasadniczo ale uznałam że to za duże ryzyko i kiedyś jej nie odwołam po postu.
A nie zawsze mam przy sobie Sweetie, która wtedy biegnie za Caillou, gryzie ją w pupę i zagania do mnie. Skutecznie.
Alibabe czeszę furminatorem. Kiedyś próbowałam innymi szczotkami, ale taki czesanie strasznie długo trwa, a niewiele się wyczesuje. Za dużo roboty i za mało efektu. I cały czas trzeba pilnować, żeby nie oberwać. To łatwiej machnąć codziennie kilka razy furminatorem.
Alibaba mieszka w kuchni, i albo siedzi na pralce, albo na kuchence -wiec zależy mi żeby się z niego nie sypało jak przechodzi. Ale i tak się sypie.