U mnie ożywienia wiosenno-zimowego nie widać. Bo Rysiek rozrabia od pierwszego dnia od kiedy zjawił się w domu, dodam że ze stałym nasileniem. Do tego bez przerwy wywija ogonem jak uradowany pies
. Nie rusza nim tylko wtedy kiedy śpi.
A śpi w y ł ą c z n i e w dzień.
Na stole stoi ciężki kosz Bożonarodzeniowy, świąteczny, który dostałam w prezencie, nie rozpakowany, bo z uwagi na swój dość duży ciężar genialnie trzyma serwetę na stole. Dzięki niemu nie spada i nie da się dokłądnie wygnieść.
Zostałam poproszona przez koleżanki o zrobienie kilku napraw biżuterii i zrobienie nowej. Robić to mogę wyłącznie w łazience, zamkniętej. Bo jakoś tak się robi, że gdy zabiorę się do dzieła w dzień, to Ryśkowi dokładnie w tym czasie odechciewa się spać.
Poza tym stale kot mi gdzieś znika, natomiast na dywanie, na chodniku pojawiają się dziwne garby i czuję się tak jakbym jechała samochodem ulicą, na której ograniczono prędkość do 20 km na godzinę.
Bo Rysiek uwielbia zakładać sobie wszystko co się da na głowę. Kocie posłania, dywany, chodniki, koce, narzuty, serwetki, chusteczki a nawet i ręczniki gdy uda się je ściągnąć z wieszaka w łazience. No i jeszcze piłki i wszelkie zabawki. Najlepiej gdy się je wsunie pod dywan albo chodnik. I to w miejscu, gdzie stoi np. noga od mebla. Ja tam nie wsunę ręki, ale piłka wchodzi jak po maśle.
No i jeszcze Tosia. Zawsze należy miskę z niedojedzonym pokarmem zakopać. Przykryć, czymkolwiek, aby ukryć na później. Albo i nie, bo zapomni gdzie schowała i wszystko uschnie na drewienka.....
Aaaa, byłabym zapomniała, jest jeszcze bieganie, tak z 80 km/godzinę z warczeniem. Czasem myślę czy Rysiek nie jest czasem kotopsem
A ja? Cieszę się wobec tego, bo to oznacza, że przez cały rok mam w domu wiosnę!!!