Jest juz światełko w tunelu.
Jakby dzisiaj lepiej choc daleko od normalności.W brzuchu mdląca pustka ale ból juz nie tak dokucza.
Najprawdopodobniej to wszystko przez sterydy które dostaje osłonowo.
Na poczatku cykli chemioterapii dostałam je w formie tabletek .Była to jakas kosmiczna dawka kilkudziesięciu
pigułek które musiałam wziąć w ciagu kilku godzin. Czułam sie po nich bardzo pobudzona a wyniki cukru znacznie skoczyły w góre.
Lekarz zmieniła wtedy podawanie i teraz otrzymuje je w zastrzykach .Widac nadal to sieje zniszczenia w organiżmie bo nie wiem na co pomaga
Od marca (to jest od czasu kiedy dowiedziałam sie o chorobie ucze sie pokory )
Cierpliwości ,wytrwałości..... Wczesniej oczyswiscie zdarzało sie ,ze chorowałam ale zmuszałam sie do szybkiej regeneracji. Bo praca ,bo dom....
Stale było tyle do zrobienia rzeczy które zdawałoby sie nie moga czekać i świat sie beze mnie zawali.
Widac nie dosyc to był mocne bo co to bezsilność wobec choroby zrozumiałam dopiero teraz.
Tyle rzeczy sie przewartościowywuje...
Tyle osób wokół których miałam za rodzine czy znajomych nie zdało egzaminu .
Nie oczekiwałam cudów . Ciagłego wsparcia czy nieustannej pomocy .Staram sie swoje potrzeby minimalizowac aby nie obciążac innych.
Nigdy nie miałam olbrzymiej liczby znajomych .Wydawało mi sie ,ze mam jednak kilka osób które mnie szczerze lubią.
Życie skorygowało moje wyobrażenia i szybko sie przekonałam ile w ludziach jest egoizmu i manipulacji.
Niestety z przykroscią odkrywałam ,ze znależli się też tacy którzy chcieli z mojej choroby wyciagnac dla siebie korzyść.
Było to tym bardziej przykre ,ze działalam sporo społecznie dla innych Postwa kilku osób realizujących bez skrupułow swoje osobiste korzysci pod plaszczykiem pomocy była dal mnie szczególnie bulwersujaca .Przyniosła dodatkowe rozgoryczenie.Podobnie w pracy.Dopóki pracujesz jak wół jest w miare dobrze .Nnagle sie okazuje ,ze albo ktos chce ubic na twoim nieszczesciu swój własny interes albo nie ma dla ciebie czasu by ni e spojrzec ci w twarz mimo wieloletniej pracy
Prawdziwy egzamin z życia zdało zaledwie kilka znanych mi osób.
Mówia ,ze co cie nie zabije to cie wzmocni-W moim przypadku moze istotnie cos w tym jest
Dzieki Kasi znalezliście sie WY. Zupełnie obcy mi dotychczas ludzie chcacy pomóc .
Dać swoja cegiełką wkład w nasze (moje i zwierzaków )przetrwanie w trudnych chwilach.
Ostatnie dwa lata były dla mnie kleska zawodów na tle wiary w ludzi .Wy swoja postawą mi ta wiare przywracacie.
Swoja obecnościa ,pomocą zaangażowaniem .
Mam wobec Was wyrzut sumienia ,ze nie jestem tu na forum dotychczas bardziej komunikatywna . Mało odpisuje itd..
Nie wiem czy zdołacie uwierzyc ale czuje czesto taka pustke w głowie ,z e nie umiem sklecic kilku sensownych zdań chciaz serce się do Was wyrywa..
Ta chemia zamula nie tylko ciało ale i umysł..
Od lat marzyłam aby życ na wsi. Mieszkac w otoczeniu przyrody,miec wokól siębie gromadke zwierzat Takich przygarnietych,uratowanych - dając im dom i lepsze życie .Miałam swoje pasje,hobby wzbudzajace podziw i zainteresowanie dzieki sercu i systematyczności jaka im poswiecałam
W jakims stopniu zrealizowałam to pragnienie ale miedzyczasie zmieniło sie w moim zyciu bardzo wiele.
Tak to jest ,z e przez lata buduje sie z klocków tz dom.Nagle klocki sie rozsypuja i trzeba sie pozbierac i jakos to opanować .Nigdy sie nie przelewało.
Pozostałam sama a zwierzeta którym zapewniłam dom nie powinny na tym ucierpieć. Jakos to udawało mi sie utrzymać lecz przyszła choroba i wiele rzeczy nie wiedziałam juz jak unieść.
Świadomośc ,ze zwierzaki są syte i zdrowe jest dla mnie niezwylke ważna a Wasza obecność i pomoc NIEOCENIONA