Po nocy: Suzuki nadal nic nie zjadł. Próbowałam go już nawet przekupić jakimś aromatycznym, niezdrowym żarciem - bez skutku. Jest podenerwowany, niespokojny. Poziomka nadal fuka na wszystkie koty. Gdy Olla ją goni, a Suzuki przybiega sprawdzić, co się dzieje, Poziomka fuka na niego, jakby mówiła, że to wszystko przez niego, że do nas trafiły.
Oba zwierzaki są bardzo ładne, zadbane. Suzuki to jeden z najpiękniejszych kotów, jakie kiedykolwiek widziałam, wysmukły, z nieprawdopodobnie długim ogonem, pięknymi oczyma, cętkami dzikiego kota. Poziomka przez te 7 miesięcy zmężniała, ma takie ciepłe, wilgotne oczy. Przyszła do mnie na kolana na chwilę, żeby się przytulić, ale zeszła po paru minutach - też jest niespokojna, nigdzie nie usiedzi. Tylko ogonkiem zawija się o nogi tak jak dawniej. To słodkie, śliczne, zdrowe koty - i nawet to ich nie uratowało przed tym, żeby koleje losu wyrzuciły je znowu w bezdomność
.
Ja wiem, że w życiu czasem się naprawdę trudno układa, ale ciągle jakoś nie mogę pojąć, jak nawet w trudnej sytuacji podejmuje się decyzje: "oddajemy koty". I serce mi się kraje, gdy słyszę, że są ufne, więc się szybko zaaklimatyzują, bo widzę, jak te zwierzaki zwyczajnie cierpią. Dobrze oczywiście, że są u nas, a nie gdzieś wyrzucone "za drzwi", ale przecież i tak cierpią.
---
Za to PJD Olla terrorystka próbuje wszystkie te dużo większe od siebie koty przegonić z mieszkania. Malutki kotek na chudych nóżkach sieje niezły postrach - zwłaszcza gdy najeży swój króciutki ogonek z załomkami. I kto mi powie, że liczy się wielkość, a nie mężność