Nie wiem, czy będzie PA, ale tak pod rozwagę z punktu widzenia potencjalnego adoptującego...
Nie pracuję w schronisku, ale powiem z własnych doświadczeń (i Mokate, i Magnolia są z tego właśnie schroniska - w Łodzi).
To kotek ze schroniska, a tam nie ma wymogu wizyty przedadopcyjnej, więc jak ktoś przyjdzie z biegu z transporterkiem i dowodem, to każdy właściwie może kotka dostać (i tak jest w większości - o ile nie wszystkich - DUŻYCH schronisk). Ustawy i rozporządzenia nie wymagają PA, a o takich dodatkowych "atrakcjach" decyduje dyrekcja na podstawie różnych aktów prawnych i możliwości finansowych oraz kadrowych.
Marlon jest w schronisku z tego, co mi wiadomo (chyba, że się coś zmieniło - ale to wiedzą tylko Ruru i inne wolontariuszki) - nie pod opieką jakiejś fundacji, która może sobie zażyczyć tego czy tamtego, bo ich prywatna kasa i ich zasady; schronisko jest miejskie utrzymywanie przez podatników (plus ew. darowizny itp.) i niestety można mieć najlepsze chęci, a wskórać bardzo tak sobie.
REGULAMIN schroniska mówi:
5. Zwierzęta ze Schroniska mogą być wydawane do adopcji
tylko:
a) Po odbyciu obowiązującej kwarantanny.
b) Po przeprowadzonym zabiegu sterylizacji bądź kastracji.
c) Osobom fizycznym, które ukończyły 18 rok życia i mogą potwierdzić swoją tożsamość obowiązującym dokumentem.
d) Zwierzęta mogą być wydawane do adopcji tylko przez uprawnionych pracowników Schroniska, po przeprowadzeniu wywiadu mającego na celu zorientowanie się na temat warunków w jakich będzie przebywało zwierzę.
9. Adopcja wybranego zwierzęcia winna być poprzedzona:
a) Szczegółowym wywiadem mającym na celu ustalenie warunków pobytu zwierzęcia oraz eliminację zagrożeń i przeciwwskazań.
b) Odprawą weterynaryjną zakończoną wystawieniem książeczki zdrowia i podpisaniem przez adoptującego umowy adopcyjnej. Ostatecznie wpisaniu właściciela do ogólnopolskiej bazy danych
DUŻE schroniska nie mają 10 czy 20 kotów pod opieką tylko setki. Wizyta PA przy każdym kociaku jest po prostu nierealna z przyczyn czasowo-finansowych (a chodzi jednak o to, żeby ludzie chcieli adoptować, a nie ładować ich w takie procedury czy koszty związane z wizytami itp., żeby pomimo dobrych chęci, woleli dorabiać "rozmnażaczy"). Poza tym jak ktoś pracuje z kotami, to ma zwykle dobre wyczucie i już w wywiadzie jest w stanie dużo wyczuć; a przykład "studenta" z Zabrza pokazuje, że PA i umowa żadnej gwarancji bezpieczeństwa nie dają.
Zanim przyszła do mnie Mokate (też w Nim...; zresztą Magnolia też stąd), to
Ruru sporo ze mną mailowała o wszystkim, bo pojęcie o kotach miałam znikome w porównaniu do aktualnego i na dużo rzeczy zwracała uwagę na wypadek jakbym była czegoś nieświadoma - w przypadku osób z dobrymi chęciami to (uświadamianie) wystarczy, a w przypadku zwyrodnialców niestety najlepsze wizyty nie pomogą
oczywiście lepiej jak wizyta jest choćby z tego powodu, że wiele rzeczy można podpowiedzieć, ale czasami jest to po prostu niemożliwe; to jak w medycynie ratunkowej - czasami coś nie jest idealne, ale trzeba zaryzykować, bo czas działa tak bardzo na niekorzyść, że bez takiej decyzji na pewno się źle skończy. Trzeba się starać jak najlepiej, ale uważać, żeby nie przedobrzyć w drugą stronę i w efekcie końcowym nie narobić więcej szkód niż pożytku (wygrać bitwę, przegrać wojnę).
Inna rzecz, że to, iż ktoś jest krótko na forum nie znaczy, że nie jest osobiście znany "kociarzom" - niektórzy wchodzą tu oo sporym czasie od adopcji swojego kotka; poza tym mam wielu znajomych - koty przygarniają od zawsze, a na miau nigdy się nie zarejestrowali, bo [i tu przyczyny są bardzo różne].
...