Na początek się przywitam, bo po długim czasie bycia "czytaczem" zacznę się chyba stawać "pisaczem" na forum Tak więc witam wszystkich.
Założyłem temat ponieważ mam problem z którym nie do końca mogę sobie poradzić i liczę na jakąś podpowiedź. Sprawa wygląda następująco:
Dwa tygodnie temu pojawiła się u mnie pod blokiem kotka z małymi, czasem przychodzi z dwoma, czasem z trzema. Są to puchate buraski, na oko wyglądają na mniej więcej 4,5 miesięcy. Dokarmiamy je w miarę regularnie, codziennie około 21 kiedy nie ma już ludzi przychodzą na papu. Są niezbyt chętne do jakiegolwiek kontaktu, czasem uda się pogłaskać kiedy zbyt łapczywie rzucą się na jedzenie.
Kilka dni temu dowiedziałem się w pracy, kiedy byłem z wizytą u klienta że znajoma pewnej osoby poszukuje 2 kotów i jednego już znalazła w domu przejściowym współpracującym z psim azylem bodajże w Konstancinie. Powiedziałem że mam takie małe bidoty pod blokiem i dostałem ofertę na upolowanie jednego z nich. Tyle że dobrze by było żeby kociaka choć trochę oswoić przed oddaniem. No i tu zaczyna się problem i pytania. Co w takiej sytuacji zrobić? Upolować jednego? Upolować wszystkie i oddać je do schoniska? Druga sprawa to co zrobić z nim po upolowaniu? Do domu nie wezmę bo mogły by zarazić czymś moją gromadkę (mam 4 śliczności). A zbyt dobrze wiem co maluchy mogą mieć na sobie. Wzięcie ze śmietnika mojej Niuni, skończyło się grzybicą u całej rodziny, znajomych i połowy firmy mojej narzeczonej (co z innymi sprawami zaowocowało zresztą moją przeprowadzką na garnuszek rodziców z powrotem ). Może ktoś ma pomysł jak taką sytuację rozwiązać? Zastanawiałem się czy nie lepiej by było żeby ta osoba wzięła też po prostu drugiego kociaka ze schroniska, ale te buraski też mimo wstępnych sprzeciwów, chciały by mieć dom...
Uff całe opowiadanie wyszło... może ktoś coś doradzi, bo sam nie wiem co w takiej sytuacji zrobić...