Mieszkam w Radomiu z 12 kotami i resztą rodzinki. W moim stadzie jest słodki roczny rudzielec o imieniu Sorbet (jak był mały miał kolor brzoskwiniowego sorbetu ze śmietanką). Zabrałam go ze śmietnika jako miesięczne kocię chore i zapchlone. Szybko okazało się jednak, że Sorbet nie jest takim szczęściarzem. Ma bowiem wadę skóry powodującą, że każde najmniejsze draśnięcie skutkuje rozdzieraniem się skóry jak papier, przy tym prawie nie krwawi. Po pierwszym rozdarciu, kiedy jeszcze nie wiedziałam o tej wadzie, lekarka miała trudności z zaszyciem dziury, skóra się rozłaziła podczas szycia (widziałam to, bo byłam obecna przy zabiegu). I tak już zostało. Ponieważ w moim domu jest więcej kotów, każda gonitwa, zabawa, czy "pacanka łapą" kończy się dla Sorbeta kolejną dziurą. Żeby on chociaż nie lubił się bawić... To jest kot ze złota! Sama radość, buziaki w nos i spanie na moim brzuchu. Kocham go bardzo, ale boję się, że kolejna zabawa skończy się oskórowaniem! Mam dwa wyjścia: albo znajdę lekarza, który umie tę przypadłość wyleczyć (w Radomiu nikt tego nie potrafi!) albo muszę znaleźć Sorbetowi nowy dom, bez towarzystwa innych kotów (!). Jeśli ktoś z Kociarzy jest w stanie pomóc mojemu Sorbetowi, bardzo proszę o kontakt.
_________________
Sorbet