Wiesz Marcelibu, bo to jakoś tak idzie. Co i raz Frajda zanęci mniejszym albo większym postępem - no i jak tu odpuścić? Kiedy kot chce (przynajmniej chwilami), stara się (mniej lub bardziej, nie rozstrząsajmy
), ewentualnie pewne zabiegi po prostu cierpliwie znosi? Najbardziej motywuje mnie jej radość, gdy wypada na ogród na wsi. To po niej tak widać, że nie da się mieć wątpliwości. A z każdym tygodniem jest sprawniejsza. W ostatnią sobotę puszczała się już cwałem. I była w stanie tak przelecieć jakieś dziesięć - kilkanaście metrów. Muszę ją znów nakręcić, bo filmik z końca stycznia ma się nijak do jej dzisiejszego chodu.
Czas to słowo klucz. Dużo czasu, codziennie. Na początku wydawało mi się, że wystarczy dobrze rozplanować dzień. Wstajemy, siku, potem naświetlanie rozgrzewające, potem masaż, trochę ćwiczeń biernych, jakieś skubanie, szczypanie, potem ćwiczenia czynne. Godzinka, może ciut więcej i zrobione. Potem dłuższa przerwa i druga tura. Nic bardziej mylnego. A to kot ma ochotę łazić, gdy ja chcę ją ponaświetlać (bo tak miało być - najpierw rozgrzewamy, potem masujemy i ćwiczymy), albo leżeć, gdy ma ćwiczyć, albo myć się, gdy zaczynam masaż, i tak w kółko
. Rutyniarą nie jest na pewno. Więc pozycje z grafiku upycham jak się da na przestrzeni dnia w kolejności bardzo przypadkowej, byle codziennie 'lekcje były odrobione'. Tu rządzi Frajda i nic się nie da na siłę.
A tymczasem dziś bohaterka znów została prądem wypieszczona, nakłuta i wylaserowana. W tym tygodniu wyłoniła sie zaskakująca - nawet naszą nieocenioną panią dr - reguła. Frajda codziennie po śniadaniu leci do łazienki, robi sama siku i kupę
. Siku robi nawet gdy nie ma pełnego pęcherza - wczoraj odsikiwałam ją koło 2.oo, dziś koło 3.00 w nocy. Nic w nocy nie pije, a rano i tak leci siknąć. Czyli da się. A o innych porach dnia, nawet gdy pęcherz był jak cytryna i z kota zaczynało lecieć - ni diabła w ostatnie dni nie chciała sikać. Pani dr podumała, wychodzi jednak, że nie wszystko dzieje się od czapki. Trochę dzisiaj zmieniony miała zabieg, mamy nowe wytyczne co do miejsc i czasu naświetlania, no i czekamy co i jak. Tzn. ja czekam. Jak dzisiejszy zabieg w ciągu kilku dni nie przyniesie żadnych zmian, znów wrócimy na 2-3 tygodnie do srebra. Takie to łażenie trochę po omacku, zbieranie w ciemności małych niteczek i robienie z tego sznurka. Ta sie nie nadaje, ta nie pasuje, ta sie porwała i jest do wyrzucenia, trzeba się cofnąć i wymienić, a to dłuższy czas nic się nie udaje znaleźć, ale jednak pomału cos się plecie. Obserwowanie, notatki, porównywanie, co z czym, jak i kiedy... Jeszcze trochę, i na kogoś, kto nie zapisuje czy i o której kot sika, czy chętnie i jak dużo chodzi, bawi się etc. będę patrzeć jak na wariata
.
edit: coś jednak chyba lepiej trzyma mocz, bo w 12 godzin od ostatniego siku nie popuszczała. Wzięłam do łazienki, trochę zrobiła sama na podłogę, ale musiałam odpompować.