» Pt mar 24, 2017 22:04
Re: Frajda-po odbarczeniu rdzenia. Zbieramy na turnus rehab.
Wielkie, ogromne dzięki wszystkim, zaraz odpisuję na pw.
Zuza, koleżankę ucałuj w serce i podziękuj proszę ode mnie.
Wczoraj po południu pojechałam z Frajdą na wieś, bo to dla niej najlepsza rehabilitacja na motorykę i doładowanie kota psychicznie. Wczoraj łaziła 2 godziny, dziś od 6.00 do 11.00. Potem byłyśmy na akupunkturze, ale jazda prosto ze wsi na igły nie jest dobrym pomysłem. Frajda nie lubi być pakowana w transporter celem powrotu do warszawskiej celi, oj nie. Przeorała mnie dziś konkretnie, w samochodzie walczyła całą drogę z kratką, a na akupunkturze była dziką bestią. Przednich łapek nie dała dziś pokłuć, ale jedną tylną, grzbiet i pupę udało się zrobić. Prąd na plecki poleciał, reszta punktów została obrobiona laserem. Dziś miałam okazję zobaczyć, jak ładnie i szybko można szalejącego kota odpowiednią stymulacją wyciszyć. Gdy Frajda rozeźliła się próbami nakłucia przedniej łapy, pani dr postanowiła uspokoić kota stymulując odpowiedni punkt właściwą częstotliwością. Chwila moment, Frajda uspokoiła się, przestała wściekle gryźć, serducho wróciło do normalnego rytmu - i można było pracować z kotem dalej. Ale ja bym chciała mieć takie urządzenie na Melisę.
Wczoraj rozmiawiałam z mamą o planach wysłania Frajdy na rehabilitację. I mama zwróciła mi uwagę, że Frajda od operacji jest zupełnie innym kotem psychicznie. Nawet na swoim terenie, gdy mama opiekowała sie nią w grudniu, kiedy na tydzień wyjechałam, Frajda się bała, nie chciala dać sie dotknąć, a opróżnianie pęcherza to było polowanie na spiącego kota. Hmmm, nie powiem, też sie obawiam, co będzie, gdy znajdzie sie w nowym miejscu, z nowymi kotami. I czy stres związany ze zmianą miejsca i rozłąką nie będzie skórką za wyprawkę. Dawniej Frajda była kocicą przebojową, wszędzie wchodziła, jak do siebie, a publiczność im liczniejsza, tym lepsza. Teraz jest inaczej. Więc dziś, żeby zobaczyć, czy zafunkcjonuje na nowym terenie, zawiozłam ją na jeden dzień do swoich znajomych, mających dwa spokojne koty. Zobaczymy, czy zje, czy da sie dotknąć, zanieść do kuwety, opróżnić pęcherz. Koleżanka miała psa z neurogennym pęcherzem - więc pojęcie o tych sprawach ma. Ja siedzę jak na szpilkach, ale zanim wywiozę Frajdę prawie 300 km od domu, wolę wiedzieć, czego się spodziewać. Póki co, nie chce jeść ani wyjść z kąta za zasłoną. A głodna już na pewno jest. Zobaczymy, jadła koło 9.00, sikała w południe. W razie co, jadę po nią.