Pojechaliśmy wczoraj na
kontrol i zastrzyk Aranespu.
Bardzo się nie podobało
.
Pani techniczce coś nie wyszło i ukłucie okazało się bardzo bolesne, na tyle, że mój łagodny Gutek po raz pierwszy w życiu mnie ugryzł (w porównaniu z Majką, to było właściwie bezbolesne, ale bardzo szokujące). Iniekcję dokończyła pani weterynarz i już było OK.
W drodze powrotnej za to głośno narzekał.
Wołowina na kolację poprawiła kotu nastrój.
Kontrola wypadła dobrze - śluzówki nabrały trochę koloru, co w połączeniu z wynikami badania krwi daje nadzieję na przynajmniej częściowy powrót do zdrowia.
PS. Sporo osób przyszło wczoraj do lecznicy po środki uspokajające dla zwierzaków. Cholerne petardy.
Nie
kumam po kija ludzie puszczają w powietrze takie badziewie za ciężką kasę? Rozumiem jeszcze, że fajnie jest popatrzeć na profesjonalny pokaz sztucznych ogni, ale to co masowo ludzie puszczają w Sylwestra, to jakieś gówno, którym w dodatku można zrobić komuś krzywdę, zniszczyć samochód albo podpalić czyjś dom. Ani to efektowne, ani bezpieczne, głośne tylko. Ale nie - każdy
ziutek musi puścić jakiegoś kopcia z butelki po wódce i poczuć się mistrzem pirotechniki, bo poleciało kurna wyżej o pół metra niż sąsiadowi