Czas płynie, wątek się kurzy...
Lada dzień minie 11 lat odkąd poznałam Pikasię i zdecydowałam, że z nami zamieszka.
A Balbinka skończyła 12 lat.
I miała kolejne badania kontrolne, wyniki takie sobie, miewała lepsze, ale przyznaję, że również i znacznie gorsze.
Czekamy na ocenę naszej nieocenionej wetki, ale wczoraj oceniła Balbinki stan na nienajgorszy, biorąc pod uwagę upalną pogodę.
Balbinka miała tym razem pobieraną krew z tylnej łapki, pani dr zażartowała, że kotkowi nie będzie tak żal chodzić z wygoloną łapą przednią na widoku, a poza tym, jak nie zobaczy, że cos jej robimy, to nie będzie tak rozpaczać. No coś w tym było, nie widziała, jak się ktoś pochyla nad nią z probówkami, ani że ma igłę bitą w łapę, to i drzeć się przestała. Na chwilę, bo jak technik rozmasowywał łapkę po wyjęciu igły, to "bolało", że ho ho, na ulicy wszyscy słyszeli
Zrobiono tez od razu kontrolne usg, bo panna Balbinok raczyła wyrazić ostry sprzeciw podczas badania palpacyjnego, ale wygląda na to, że cierpienie było natury moralnej, bo nic brzydkiego się nie pokazało w obrazie. W każdym razie była bardzo dzielna
i nie zrobiła kupy w gabinecie ani nawet po drodze, tylko cierpliwie dowiozła do domu. A potem od razu zażądała miski i zjadła wszystko bez szemrania, ku mojemu zaskoczeniu i radości.
Chcę w sierpniu też zrobić badania kontrolne Pikasi, szczególnie że jesienią czeka nas wyprowadzka na czas remontu. W ubiegłym roku kotki wyjechały na kolonie do mojej mamy, razem ze mną zresztą, bo mieszkać się u nas nie dało - całkowity demontaż kuchni, kucie, gipsowanie, itp.
Obawiałam się poważnie tego wyjazdu, ale dzięki nieocenionej ryśce i jej wsparciu udało nam się całkiem gładko spędzić ponad 6 tygodni poza domem. Dziewczyny w zasadzie byłu całkiem zadowolone, Pikasia błyskawicznie się zaaklimatyzowała, Balbinka potrzebowała w sumie pełnej doby, a potem rządziły się, jak u siebie.
Tak Pikasia się "stresowała" pierwszego dnia po przeprowadzce:
A tak się stresowały razem:
Poza spaniem oczywiście kombinowały, jak mogły, strasznie fiksowały się na dużych szafach, które -inaczej niz u nas w domu - nie mają drzwi przesuwnych i nie udawało im sie ich otworzyć
Za to oczywiście czaiły się, jak głupie, żeby dostać się do środka, więc trzeba było uważać i oczywiście zdarzyło się, że "kot się zgubił"
a to jedno z moich ulubionych zdjęć z tego czasu
Prawdopodobnie w październiku wyprowadzimy się znowu, tym razem mam nadzieję na krócej. Kotki póki co tkwią w błogiej nieświadomości