
Czytam forum, czytam, od dawien dawna. Czytam i marzę o własnym kocie.
A właściwie marzyłam.

I ponieważ przygarnęła mnie jedna kotka (bo kotów się nie przygarnia, to one nas mają, nie my ich!


Ale od początku.
Mój TŻ długo dawał się przekonywać o fakcie, że życie bez kota, to nie życie. W końcu powiedziałam, że jeśli na łożu śmierci stwierdzę, że nie miałam kota, to całą wieczność będę cierpiała katusze. To go przekonało

Tydzień czasu przekopywałam olx, fundacje, DT. Nie szukałam cudownego kota, który i tak znajdzie dom. Szukałam kogoś, kto skradnie moje serce.
I zobaczyłam JĄ! (powiem, że nawet kiedy TŻ zobaczył JEJ zdjęcie, stwierdził: "ooo, jaki ładny kotełek, no no..."). W opisie było kilka lakonicznych słów. Wiecie, standard. Wysterylizowana, załatwia się do kuwety, je mokre i suche. Dodatkowo coś, co mnie rozwaliło: kotka zakanapowa, bita przez inne koty. Zadzwoniłam do pani Agnieszki.
Usłyszałam, że Tosia ma dwa lata, że kiedyś była mruczącym kotem, ale pozostałe tymczasy i rezydenci pani Agnieszki nie wiedzieć czemu, uwzięły się na bidulkę. Co wychyliła łepek, była atakowana. I trwa to prawie dwa lata. Dwa lata życia za kanapą! Co to za życie...



20 lutego o 14:oo przyjechała Tośka. W różowym kontenerku. Tam spędziła najbliższe godziny. Ok 20:oo wyszliśmy z domu na kolację. I zostawiliśmy włączony i nagrywający nasze mieszkanie telefon

I w zasadzie gdyby nie ten film, to nie wiedziałabym nawet, jak wygląda jej reszta ciała (głowę widziałam na foto)

Biedactwo, wyobrażam sobie, co czuła, jak jej waliło serducho. Depresja jak nic.
Ale dałam jej spokój. Śpiewałam jej "Hey, Jude" Beatlesów (może to głupie, ale co tam


Później zaczęłam przekupywać ją surowym mięsem, które uwielbia

Niedawno doszła wędka. Bardzo inspirował mnie wątek o Żabci.
Na chwilę obecną Tosia jest PRAWIE jak inne koty. Poluje na wędkę, uwielbia szeleszczące przedmioty, kocha telewizję


Ale... Póki co - nie daje się dotknąć. Na każdą próbę zbliżenia się, reaguje ucieczką.
Ale cierpliwa jestem. I myślę, że i tak postęp jest ogromny. Nic na siłę. I tak zauważam, że nie raz ma ochotę wskoczyć do mnie na łóżko, ale zakorzeniony strach przed byciem złapaną, paraliżuje ją.
Raz na przykład podczas zabawy wędką, dała się podrapać kijkiem pod szyjką. Na chwilę znieruchomiała i chyba coś jej zaczęło się przypominać, ale zwiała.
Pracujemy dalej

No... Przepraszam za te wypociny, może nikt tego nie przeczyta - ale mam radochę, że dołączyłam do grona kociarzy!

Ps. postaram się wrzucić fotkę, ale nie wiem, co mi z tego wyjdzie..

Witam wszystkich serdecznie!
