Jeśli chodzi o zakaz dorabiania dla emerytów, to minister Rafalska mówiła, że zakazu nie będzie.
I słusznie, bo zakaz byłby niezgodny z Powszechną Deklaracją Praw Człowieka oraz Kartą Praw Podstawowych Unii Europejskiej
Zawiesić pełnej emerytury też się nie da, najwyżej można tę wcześniejszą czy tez jak tam się ona teraz nazywa.
Zarówno część rządzących, jak i duża część społeczeństwa nie dostrzega jakoś tego, że socjalizm realny naprawdę zakończył się w roku 1989.
I po tym roku nikt już nie miał zagwarantowanej pracy.
Mnóstwo ludzi traciło pracę z dnia na dzień z winy przedsiębiorców, nie mogło latami znaleźć nowej pracy i ostatecznie z nie swojej winy tacy ludzie nie mogli wypracować wystarczająco długiego stażu pracy, aby teraz żyć na emeryturze bez strachu o jutro.
Np. ja od września 1991 roku pracowałam w prywatnej firmie, która splajtowała w styczniu 1995 roku. Właściciele próbowali jeszcze coś pokombinować i nie likwidowali firmy. Efekt tego dla nas, pracowników (kilkadziesiąt osób) był taki, że przez pół roku nie otrzymywaliśmy wynagrodzenia, nie mogliśmy się zarejestrować jako bezrobotni i nie przysługiwały nam świadczenia z funduszu gwarantowanych świadczeń pracowniczych. Firma została zlikwidowana dopiero pod koniec czerwca i wtedy dostaliśmy środki z funduszu gwarantowanych świadczeń pracowniczych i od lipca mogliśmy się zarejestrować w urzędzie pracy.
Wtedy żyła jeszcze moja Mama i przez te pół roku utrzymywała mnie ze swojej skromnej renty rodzinnej, bo ja byłam już po 40-tce i nie mogłam znaleźć żadnej pracy, a o upokorzeniach, jakie przeżyłam szukając pracy, wolę nie pamiętać.
Jako bezrobotna z zasiłku opłacałam sobie wyżywienie, a Mama dawała mi pieniądze na czynsz.
W tym czasie dodatkowo chorowałam i przeszłam ciężką operację we wrześniu 1995 roku.
Żeby nie zwariować, zrobiłam sobie roczny korespondencyjny kurs Biznesu i Zarządzania (później bardzo mi się przydał), przeznaczając na niego część środków z zasiłku dla bezrobotnych. W związku z tym tygodniami odżywiałam się w ten sposób, że jadłam dziennie 1 serek topiony i 4 kromki chleba. Figurę miałam szczuplejszą niż Anja Rubik
W sumie byłam wtedy bezrobotna 2,5 roku.
A w roku 2007 znowu zostałam wywalona z pracy - była to zemsta przełożonego.
Proces w sądzie pracy trwał rok i 3 miesiące. W tym czasie mojej Mamy nie było już na świecie i byłam zdana tylko na siebie.
Oczywiście nikt nie chciał mnie zatrudnić, z dwoma wyjątkami: w pierwszym przypadku właściciel firmy przestraszył się tego, że się sądziłam z poprzednim pracodawcą; w drugim - właścicielka hotelu (praca zgłoszona w urzędzie pracy) chciała mnie zatrudnić niewolniczo, wymyślając jakiś niezgodny z ofertą bezpłatny kilkumiesięczny okres próbny
Wtedy, na przednówku 2008 roku, odżywiałam się jedząc na odmianę pół paczki (o wadze 20 dkg) czyli 10 dkg białego sera i 4 kromki chleba - w kwietniu miałam w biodrach 86 cm przy wzroście 163 cm. Wyglądałam prawie jak Angelina Jolie
Miałam już wtedy 4 koty, które musiały jeść normalnie i chorowały i nie mogłam im powiedzieć, że do weta nie pojedziemy, bo nie mam kasy.
Tak więc byłam zmuszona wyprzedać wszystkie swoje rzeczy i pamiątki po rodzicach, które dały się spieniężyć.
W dniu 17 czerwca 2008, gdy wygrałam w sądzie okręgowym, byłam prawie goła i bosa.
Wcześniej, w kwietniu, gdy nabyłam prawo do wcześniejszej emerytury, urząd pracy wystąpił z wnioskiem do ZUS-u, żeby przejęli mnie, jako emeryta. Przez dwa miesiące obie te strony miały problem z przekazywaniem dokumentów i pierwszą wypłatę emerytury otrzymałam własnie w dniu, w którym wygrałam w sądzie.
Teraz trzymam się pracy pazurami, żeby przede wszystkim nadrobić staż pracy, odrobić straty przynajmniej częściowo i uporządkować sprawy mieszkaniowe, z którymi dotychczas miałam strasznego pecha.
Przy okazji cały czas stale wspomagam organizacje prozwierzęce (dawniej więcej, teraz tylko 3, ze względu na spłatę pożyczki) oraz osoby prywatne pomagające zwierzętom - teraz w zasadzie tylko jedną.
Jak wreszcie wywalą mnie z pracy, już nigdy nie będę mogła pomagać.
A teraz obiecane zdjęcia