Jedna z moich dawnych tymczasow wlazła mi do środka fotela (pod odgięty trochę materiał pod fotelem). Siedziała wtedy sama w pokoju, jeszcze izolowana od reszty. Już ganiałam to piętrach domu i podwórzu, ale kalewala udzieliła mi zbawiennej rady - postaw w zamkniętym pokoju jedzenie, ona gdzieś jest, zajrzyj za parę godzin i sprawdź, czy jedzenia ubyło. Ubyło, na szczęście, ale nadal nie wiedziałam, gdzie kotka się chowa, wykryłam to dopiero jak się tam położyłam na kanapie i udawałam, że śpię
Nawiasem mówiąc ta sama kicia po adopcji w nowym domu schowała się pod regałem , chociaż wydawało się, że szpara jest za mała na kota. Udzieliłam spanikowanym opiekunom podobnej rady, jaką dostałam sama - szukać do skutku, kotka na pewno jest w mieszkaniu. Niestety, jak ją wreszcie wypatrzyli, okazało się, że kotka nie jest w stanie wyjść i w końcu ludzie musieli regał rozebrać
A co do piszczenia - moja pierwsza kotka, Pusia, jako mały kociak wydostała się z mieszkania niezauważona i nagle usłyszałyśmy z mamą jej rozpaczliwy płacz. Biegałyśmy w popłochu po całym mieszkaniu, a ja wyobrażałam sobie najgorsze rzeczy - kotek gdzieś się dusi, cierpi... W końcu odkryłyśmy Pusię przed drzwiami, strasznie rozpłakaną, że nie chcą jej wpuścić do domu. Do dziś nie mam pojęcia, jak się wymknęła.