Kicia trafiła do nas z ogłoszenia na początku stycznia 2011 roku. Przeglądając lokalną prasę w necie, znaleźliśmy ogłoszenie że ktoś musi z powodów losowych natychmiast oddać 4 kociaki w dobre ręce. Pojechaliśmy pod wskazany adres z zamiarem przygarnięcia kocurka. Na miejscu okazało się że zostały już tylko 3 i to same kotki, bo kocurka ktoś przed chwilą już wziął. Dobrze - niech będzie kotka. Tylko którą wziąść jak wszystkie są piękne? 2 kotki spały przy swojej mamie czarnej 4 letniej kocicy, a jedna rozrabiała na tapczanie i zaczęła się do nas tulić, chociaż widziała nas dopiero 10 minut. Dla nas była to sprawa oczywista, że to właśnie ta koteczka sama sobie nas wybrała. I po chwili właśnie z nią jechaliśmy już do domu. Pierwsze chwile w naszym domu były dość trudne dla niej i dla nas. Kicia tęskniła za mamą i rodzeństwem, nie chciała jeść, płakała i chowała się przed nami. Jednak po jakimś czasie zaczęła powoli zwiedzać mieszkanie, każdy kąt, zakamarek i ... nas. Tu małe wyjaśnienie, że mieszkamy w 3 dorosłe osoby. Do przyjęcia kota pod nasz dach, przygotowywaliśmy się od dłuższego czasu, więc nie była to decyzja taka że pod wpływem emocji, lecz przemyślana i przygotowana od dawna. Na jakieś 2-3 tygodnie przed przyjęciem Kici studiowaliśmy wszystko co w necie było dostępne na temat opieki nad młodym kotem. Jak karmić, czym, jak się bawić, szczepienia itp. więc teorii było w głowach mnóstwo, tylko praktyki prawie wcale. Ale powoli jakoś po pierwszych kilku dość trudnych dniach, kiedy to Kicia poznawała swój nowy dom i nas, wszystko zaczęło się dobrze układać. Kicia szybko owinęła sobie wszystkich nas wokół pazurków i zaczęła po prostu rządzić jak na rezydentkę przystało. A to pierwsza jej fotka zrobiona zaraz po przywiezieniu jej do naszego domu. Jej pierwsze 5 minut w naszym domu.