Tuptuś znalazł mnie. Wracając pewnego wieczoru z pracy usłyszałem za sobą głośne MIAU. Dość mały kotek przebiegł przez ulicę Kozielską w Kędzierzynie-Koźlu (najbardziej ruchliwą) i zaczął łasić się do moich nóg. Poszedł za mną, aż do domu. Na początku próbowałem znaleźć jego właścicieli, umieściłem ogłoszenia w internecie i czekałem. Nikt się po delikwenta nie zgłosił, więc został ze mną.
Weterynarz stwierdził, że ktoś prawdopodobnie wyrzucił go z domu, bo kot zaczął dojrzewać i znaczyć teren, a żal było tych paru dyszek na kastrację. Tuptuś ewidentnie był kotem domowym, nie bał się ludzi, korzystał z kuwety. Musiał być już strasznie wygłodzony, bo na każdą porcję jedzenia rzucał się jakby miał to być jego ostatni kęs (dopiero po paru miesiącach zrozumiał, że nie musi czyścić miski na raz).
Tuptuś, bo uwielbia tupać, nie potrafi łasić się bez przytupu. Tuptuś, oficjalnie, ale na co dzień po prostu Kiciuś.
Na początku:
Parę tygodni temu:
Dzisiaj: