Grażynka podarowała Zaokiennym nowe poduszki na parapet - nie marzną w łapki kiedy przychodzą na parapet coś zjeść.
Przed Trzema Królami Grażynka zadzwonila:
- Słuchaj, idą mrozy, może koty zamknąć u nas w praczkarni?
Dobra dziewczyna z tej Grażynki. Pół nocy myślałam, jak to zrobić. Rano, jeszcze przed Orszakiem pojechałam do firmy coś zrobić, żeby dzieciaki nie zamarzły. Czekała juz na mnie Grazynka ze śpiworem.
Kotów oczywiście nie dało się wyłapać - co z tego, że złapę Śliniaka, jak jej samej nawet w praczkarni (bez ogrzewania i z azurowymi drzwiami) będzie zimno, a Biedronce i Puchaczowi odpadnie dodatkowy kot do grzania? Gdzie się nie obrócisz, d... z tyłu
Przypomniałam sobie, że mam świeżo wypraną wielką poduchę z kociej, nieużywanej budy. Włożyłam ją w worek dla ochrony przed wilgocią, nałozyłam na ocieploną wiklinową budkę, w której dzieciaki przesiadują, owinęłam całość podwójnie złożonym śpiworem Zbyszka formując dodatkowo tunel do wejścia, to jeszcze owinęłam w znalezioną w bagażniku kilkakrotnie złożoną grubą agrowłókninę (jak to dobrze wozić bałagan w samochodzie...), owiązałam sznurem, dorzyciłam swieżych polarowych szmatek do środka i ustawiłam pod oknem. Dolałam do puszki trochę ciepłej wody, żeby koty mogły się także napić. Tylko zamknęłam okno, a cała trójka przybiegła zmarznięta. Wylizały do czysta miseczkę, obwąchały nową konstrukcję.
Testy wypadły pomyślnie. Banda wlazła do środka i zupełnie zniknęła mi z oczu.
Wieczorem dostałam gorączki.