Nie wiem jak zacząć, kto mnie zna i mój wątek, wie, że nie mam innej opcji
Zacznę od zdjęcia. To on, Łaciaty:
Widywałam go w okolicy wielokrotnie, ale myślałam, że ma dom, że to wychodzący czyjś kot.
Ale nie ma! Jest głodny, bardzo głodny, to kocurek, zdrowy, młody, niekastrowany.
Od dwóch dni nie opuszcza terenu wokół mojego domu, zjada kilka saszetek dziennie, łasi się, patrzy błagalnie, strzela baranki, jedno wielkie błaganie o miłość. To był kot domowy, jest oswojony, żaden dzikus. Wyrzucony? Zagubiony? Opuszczony? Nie wiem, ale Łaciaty poszukuje domu tak rozpaczliwie, że serce się kroi.
Od dzisiaj po prostu wdziera się do mojego ogrodzonego ogrodu, przeskakuje płoty i wyje rozpaczliwie.
O, robi to tak:
W ciągu godziny udało mu się dwanaście razy...
A u mnie cztery koty bardzo terytorialne, Mić spuszcza mu regularny łomot broniąc terenu, do ataku szykuje się Czitka, a to może być jeszcze groźniejsze. Teraz siedzi pod drzwiami wejściowymi i po prostu płacze
A ja nie mogę wypuszczać moich kotów, nic nie mogę.
Łaciaty jest przeuroczy, to jest cudowny miziak. I nie mogę mu pomóc, a serce się kroi na kawałki, nie może zostać ani w moim ogrodzie, ani w domu. Czy ktoś ma jakiś pomysł? To straszne co napiszę, ale jeszcze straszniejsze, że będę musiała to zrobić, Schronisko
Błagam, popytajcie.....