Pojechałam sobie w ubiegłą sobotę do babci.Na jej podwórku żyją sobie dzikie ,albo jak to ładniej zwą -wolno żyjące koty, sąsiedzi je karmią, wiedzą który jest który, kotów jest tam masa i wciąż ich przybywa.
Wyszłam sobie zobaczyć jak jedzą, wtedy z piwinicy wyskoczyła kotka z dwoma malutkimi czarnymi kociakami,na moje oko3,4 tygodniowymi. Jednego lizała, miziała, a na drugiego w ogóle nie reagowała, jak już to prychała po nim i odganiała go.
Pani, z którą rozmawiałam na podwórku powiedziała że kotka od tygodnia odrzuca swojego młodego i zachowuje się tak jakby tylko ten drugi istniał.
Serce mi się pokroiło w plasterki. Strzelił mnie jakiś grom z jasnego nieba,zrobiło mi się go tak strasznie żal, nienawidzę gdy ktokolwiek kogoś odrzuca, poniewiera nim, ignoruje, szczególnie gdy ten drugi ktoś potrzebuje opieki i miłości. Przyjechałam do babci ,bo prosiła mnie żebym kupiła jej czajnik, a po szybkiej analizie , co mam w domu, co muszę kupić , biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, wróciłam do domu z kotem. Kota przewiozłam w pudełku na nieszczęsny czajnik , w którym wycięłam nożyczkami tysiące dziur żeby miał czym oddychać.
Kiedy stanęłam w drzwiach z "piszczącym czajnikiem" , mój syn nie wiedział o co chodzi i kiedy zobaczył wychodzącego z pudełka malutkiego kiciusia dosłownie wymiękł, a ja już wiedziałam że dzidzia kot jest nasz.
Szybko pojechałam do sklepu, kuweta, żwirek, jedzonko.
Już w pierwszym dniu robił swoje do kuwetki, ma apetyt, pierwsze trzy dni dużo spał, eksplorował mieszkanko.
Niesamowita przytulacha.
Byłam z nim u weterynarza, pani doktor stwierdziła że ma około 4 tygodni, że to chłopczyk, dała mu jakąś zawiesinkę na odrobaczenie, zakropliła mu grzbiet bo miał pchełkę,był masakrycznie pogryziony , a co najważniejsze zapisała mu kropelki do oczka bo bardzo mu ropiało i tydzień temu w niedzielę rano zupełnie mu się skleiło. Kroplę mu regularnie i już jest pięknie.
Chwilowo jest czarny z lekkimi jasnymi prześwitami na ogonku, ma duże niebieskie oczy.
Czasami jest Diabelskim Diabłem bo gryzie paluchy i atakuje nogi, staramy się jak najbardziej bawić się z nim zabawkami ,żeby oduczył się gryzienia naszych kończyn.
Śpi z nami,jest bardzo grzeczny podczas nocy, wtuli się w szyję i śpi, nie budzi nas. Chociaż dzisiaj rano spał pod wanną w łazience, nie wiem co sobie wymyślił:)
Ochrzciliśmy go Lamar, ale i tak wołamy na niego Koteł. Albo Malizna, albo Diabelski Diabeł,lub też po prostu Kochanie.
Żal mi go tylko kiedy zostaje sam,ja do pracy, syn do szkoły, będzie się jakoś musiał przyzwyczaić, nie ma wyjścia.
7 października idziemy na szczepienie.
Zastanawiam się cały czas jak zareaguje na przeprowadzkę, pod koniec września zmieniamy mieszkanie,mam nadzieję że jest na tyle malutki że nie przeżyje zmiany miejsca zbyt ciężko.
To na tyle o nas. Pozdrawiamy wszystkich cieplutko:)
Poniżej parę fotek naszego Kotełka





