No to jak już mam ten swój wątek (i nikt go jeszcze nie zamknął

), to pokażę jeszcze kilka zdjęć mojej „rodziny”.
Młoda na rękach mojego przyjaciela:

Moje koty nie są „naręczne”. Młoda złości się biernie, Stary nagle ma wtedy 36 kończyn, a każda z nich ucieka w 15 kierunkach jednocześnie. Za to lubią włazić na człowieka leżącego. Zwłaszcza rano. I szczególnie wtedy, gdy przy okazji można temu człowiekowi radośnie wdepnąć w pełny pęcherz
Człowiek otwiera rano oczy, a tam zmory (zdjęcia takie byle jakie, bo robione komórką, przy spuszczonych roletach i z perspektywy oczu mnie leżącej pod kotami).
Najpierw przyszła Młoda i zaległa:

A potem przyszedł Stary i stwierdził, że jest ważniejszy niż Młoda, więc wlazł przed nią, czym unieruchomił mnie na amen (czarna zmora!):

Jeśli chodzi o Starego, to dobrze, że ma siwe wąsy, bo inaczej to czasami trudno by było stwierdzić, gdzie się kot kończy i gdzie zaczyna:



Przy okazji trzeba się przyznać do nałogów. Mój starszy kot to ochlapus. Chleje, i to ostro

Tu widać skutki, czyli ochlapane pyszczycho (na zdjęciu tego tak nie widać, ale kropelki wody cudnie wyglądają na tym aksamitnym wierzchu czarnego nosa):

Stary jeszcze gdy nie był stary, już chlał. Odkąd do mnie trafił, pił bardzo dużo (początkowo się dziwiłam i niepokoiłam, czy to nie jakiś objaw chorobowy, ale okazało się, że to po prostu taki koci kaprys i już, w dodatku zaraźliwy, bo gdy Młoda do mnie trafiła, to nie piła dużo, a potem nauczyła się od niego).
W ogóle Stary jest dziwacznym kotem. Dużo pije, mało się denerwuje, ma wywalone na wszystko i wszystkich. Nie miauczy, tylko gęga, kwacze, muczy i sapie. Chrapie jak stary facet (w sensie, że jak ludzki stary facet), i to od wczesnej młodości. Mruczy tak, że go słychać wtedy nawet z drugiego końca pokoju, czasami aż się zachłystuje od mruczenia. Opierdziela. Szura miskami, gdy uważa, że jest za mało wody lub jedzenia. W kuwecie może mieć cokolwiek, zdarzało mu się nawet załatwić do pustej, jak akurat było zmienianie żwirku, a jemu się mocno chciało. Wobec innych zwierząt tolerancyjny niesamowicie. Miałam przy nim przez jakiś czas szczury (dwie szczurzyce konkretnie) — ciągnęły go łapkami za kłaki na boku, gdy stawał przy klatce, jednej nawet udało się ugryźć go w ogon. A on nic
Młoda jest nieprawdopodobnie gadatliwa i krzykliwa. Regularnie przyprawia mnie o zawał, bo potrafi zawyć niekocim głosem akurat wtedy, gdy robię krok — wiele razy byłam przekonana, że ją rozdeptałam, a okazywało się, że jest spory kawałek od mojej nogi. Często opowiada swoje sny: zrywa się ze snu, przybiega i gada, pyta, stwierdza, domaga się pocieszania. O ile akurat nie dostaje zawału i nie gada, to mruczy. Panicznie boi się odkurzacza, ale suszarka czy pracująca pralka zwisają jej kompletnie. Tylko odkurzacz jest zły (Stary ma odkurzacz, tak jak wszystko, w głębokim poważaniu, bał się za młodu, ale dzielnie atakował, potem zaczął olewać). No ale Młoda jest kotem po przejściach, mając 2 miesiące, o mało nie została zamęczona przez jakieś bachory. Uratowała ją z ich rąk moja sąsiadka. Młoda trafiła do mnie na tymczas i została na zawsze. Do dziś potrafi bez powodu nerwowo reagować na gesty, na które na ogół nie reaguje wcale. I do dziś boi się dzieci. Na obce zwierzaki reaguje najpierw kontrolną ucieczką na szafę, potem pomału podchodzi.
I trzecia „nieludzka osoba” w rodzinie. Nie mieszka z nami, bo — jak twierdzi mój mąż — nie mieści się w szafie:


Chimera, klacz wschodniopruska pochodzenia trakeńskiego, lat 15. Ponad pół tony stoicyzmu. Nie boi się kombajnów, samochodów, ludzi, psów, saren, jeleni, dzików, łosi etc., za to zdarzyło jej się przestraszyć kółka narysowanego na śniegu oraz zrywającego się z trawy motyla

Nie kopie, nie gryzie (ludzi, bo konie to się jej zdarza). Ponosi… stępem
Męża i siebie pokazywać nie będę, w porównaniu ze zwierzakami jesteśmy mało interesujący
