No i trafiło na mnie. Już drugi raz nie doszłam do sklepu. Doszłam tylko do śmietnika, a tam natknęłam się na małe czarne przeraźliwie i skrzeczliwie miauczące. Zaczęło padać. No nie mogłam zostawić!
Małe czarne siedzi u mnie w łazience. Początkowo wydawało się dzikawe (dwa razy wyskoczyło mi z objęć, zanim doniosłam do klatki), ale po zapodaniu posiłku zaczęło intensywnie mruczeć i barankować. Przeraźliwie chude nie jest, ale głodne było mocno. Nie wiem czy kuwetowe (i czy przeżyją dywaniki łazienkowe). Nie umie jeść chrupów (albo za mocno głodne) bo łykało. Mokre zjadło nawet z tranem i rutinoscorbinem. Płeć nieznana, po próbach zajrzenia pod ogon stawiam ostrożnie na kotkę. Wiek - dawno nie miałam do czynienia z kociakiem, ale kilka miesięcy - ze cztery? Oczy żółtawe, więc już nie błękitnookie maleństwo. Parę razy kichnęło - może być przeziębione. Na oczach trochę trzeciej powieki, więc prawdopodobnie zarobaczone. Pcheł póki co nie widziałam. Uszy brudne - może mi się uda podłubać, zobaczę czy to brud czy coś więcej. Mam coś do czyszczenia kocich uszu (ale nie ze świerzba - odpukać żeby to nie było to
). Jutro wizyta u weta (dziś czynne tylko gabinety, do których bardzo nie mam zaufania).
Dochodząc do sedna - moja Ofelia siedzi na szafie. Tak zszokowana, że nawet nie syczy. Mam nadzieję że do jutra zejdzie. Ale znając jej "miłość" do innych kotów, muszę szybko "wypchnąć" malucha. Czy jest ktoś, kto marzy o czarnym małym kotku? Albo ma chętnych na takowego? Albo ma miejsce w dt? W tym ostatnim przypadku podsponsoruję pobyt maleństwa.
HELP