Dzisiaj rano prawie zeszłam na zawał..
Wczoraj przyjechała do mnie sofa zastępując starą, rozwalającą się i mocno podrasowaną przez koty kanapę..
Kanapę przed wyniesieniem trzeba było rozebrać na czynniki pierwsze i wynieść w częściach, bo cała w żaden sposób nie mieściła się w drzwiach..
Panowie rozkręcali starą kanapę, szarpali się z jej wynoszeniem, a potem z wnoszeniem sofy.. co chwila drzwi do mieszkania były otwarte i co chwila przeszkadzałam panom pilnując kotów i tego żeby nie uciekły i nie plątały się pod nogami..
Trwało to wszystko jakieś półtorej godziny.. może trochę mniej..
Po całym zamieszaniu z ulgą pożegnałam i panów, i kanapę, i zaczęłam sprzątać.. kociaste, trochę zdezorientowane zmianami, pochowały się po kątach..
Posprzątałam trochę i późno wieczorem poszłam spać..
Rano wstałam, pościeliłam sofę, kawa, kąpiel, makijaż, ubranie.. a potem kocie karmienie.. przylazły wszystkie minus Coccolino..
Zaczęłam szukać, zaglądałam WSZĘDZIE.. pod szafkami, pod sofą, pod stolikiem.. nawet w takich miejscach, do których nie miała możliwości w żaden sposób się dostać.. nigdzie nie było..
Im bardziej szukałam tym bardziej Coccolino była zniknięta.. i tym bardziej ja się denerwowałam..
w końcu zaczęłam podejrzewać, że wczoraj została wyniesiona w kanapowym pojemniku na pościel, co raczej mnie nie uspokoiło..
Potem zaczęłam jeszcze raz poszukiwania.. już z latarką, chociaż w mieszkaniu była porządna iluminacja, bo świeciło się wszystko..
No i w końcu tylko przez przypadek pod sofą zobaczyłam mały zbitek białego futra.. taki, jak czasem zostaje na grzebieniu przy pobieżnym wyczesywaniu kotecka..
co się okazało - to była końcówka ogona Coccolino wisząca nad podłogą..
Cała Coccolino została przeze mnie niechcący wścielona do sofy..
Oczywiście wyciągnęłam ją natychmiast.. i co mnie zaskoczyło - dziewczynka wcale nie była z tego zadowolona..
Nie ukrywam, że odetchnęłam z ulgą, że kotecek się znalazł..