Jest OK. Oby to się utrzymało. Jutro kolejna kontrola.
Gutek ma apetyt i siłę do skakania po szafach. I znów jest sobą. Jeszcze się tylko z Mają nie ganiają i nie tłuką.
Czekamy.
Opowiedziałam swojej mamie o tym, jak Gutek w zeszłym tygodniu udawał przede mną, że nie może chodzić z wenflonem i oczekiwał noszenia do michy i kuwety, i o cudownym ozdrowieniu po moim wyjściu.
W rewanżu mama przypomniała, jakim to aktorem okazał się kiedyś jej kot Miluś (ten wielki, 11-kilogramowy). Do rodziców trafił w złym stanie, znaleziony na jakimś parkingu, wychudzony, kulejący i chory. Leczenie trwało jakiś czas, większość chorób zostało wyleczonych, ale kot ciągle kulał. A jakie emocje wywołuje biedny, kulejący, chudy kotek? Wiadomo! "Kiciuś biedny, mały, choć do pańci / pańcia, taaak, na rączki... może byś coś zjadł?" itd.
I zdarzyło się parę razy, że któreś z rodziców zbudziło się z drzemki nie czyniąc żadnych ruchów, i spostrzegło, że kotek chodzi sobie całkiem dziarsko i równo. I biega... Ale natychmiast po zorientowaniu się, że człowiek nie śpi nóżka znów zaczynała utykać... Taki to był spryciulek.
Przestał kuleć, jak zrozumiał, że nikt go nie wyrzuci, żarcia i rąk do miziania nie zabraknie