Ano niestety, taki to już jest problem. Człowiek wiele rzeczy robi w chorobie "przez rozum", kot nie. Koty długotrwale leczone tak często mają, że sprawiają wrażenie obrażonych na opiekuna. W zasadzie nie masz wyjścia. Albo go przestaniesz leczyć, albo...
Dżygit, karmiony na siłę (bo przecież umarłby bez tego) uciekła przed nami, chował się. Wiesz jakie to było przykre? Normalnie rozdzierało nam serca. Ale kochał nas, przez ponad 2 miesiące tego przymusu, tych wszystkich leków, kochał nas. Ja to wiem. Ale wrażenie, nasze odczucia były okropne. A jaki mieliśmy wybór? Żaden.
Tak właśnie jest z Kociem. W trakcie każdej kuracji, a było ich już kilka odkąd trafił do mamy, ona wiedząc o tym wszystkim doskonale, prawie płacze, że Kocia przestaje ją lubić, że traci do niej zaufanie etc. A jak się kuracja kończy, to znowu jest wyraźna miłość z jego strony. Dzisiaj pojechaliśmy, żeby pomóc w podaniu kropli. Ledwo mama otworzyła drzwi, Kocio już zwiał. Odpuściliśmy, żeby go nie stresować. Natychmiast po naszym wyjściu wyszedł i już zachowywał się normalnie. To nie jest żaden głupek przecież, to duży cwaniak, wie jak wymusić określone zachowania.
W każdym razie nie bój się, że Feluś przestanie Cię kochać, to niemożliwe.
Natomiast trzeba się wyczulić na cienką granicę pomiędzy ratowaniem i leczeniem a uporczywą terapią
Za Felusia trzymam i trzymam i to nie może pójść na marne