Witam!!
Myślę, że trafienie na te forum to ostatnia rzecz, która może mi pomóc zrozumieć co dolega mojemu pupilowi. Zuzanna ma 23 lata, jest kocurem (kastratem - tak, mimo żeńskiego imienia), który przebywa wyłącznie w domu. Główny "problem" polega na tym, że Zuzia jest niezwykle silna i agresywna wobec obcych. Tylko dwa razy w ciągu całego swojego życia była poza mieszkaniem - spadła z piątego piętra i miała dwie operacje. Kiedy tylko po operacjach dochodziła do siebie, nikt nie mógł dać sobie z nią rady. Lekarze poddają się i załamują ręce mówiąc, że nie znają innego równie silnego i agresywnego kota. Piszę o tym wszystkim aby z góry zaznaczyć, że badanie krwi jest czynnością NIEWYKONALNĄ w przypadku Zuzanny (ostatnio była kolejna próba, gdzie trzymało ją 4 lekarzy..) Kotek wyłącznie narażony jest na stres, a takie wizyty lekarskie zdają się bardziej szkodzić jak pomagać. I teraz do rzeczy. Zuzia całe życie jadła to, na co miała ochotę. Przede wszystkim mokrą karmę, czasami skubła suchej, no i oczywiście to, co inni członkowie rodziny (kawałek parówki, szynki, jakieś mięsko..). Od jakiegoś czasu ma problemy z wypróżnianiem się oraz wymiotowaniem. Od ok. 3 lat sukcesywnie co kilka dni wymiotowała oraz miała problemy z wypróźnianiem (zostawiała w całym mieszkaniu "kropki" - myślałam, że to zaparcia, ale wet stwierdził, że to biegunka). Jednak wszystko trwało max 20min i wszystko wracało do normy. W ubiegłą niedzielę jej stan nagle uległ pogorszeniu. Zuzia ponownie zaczęła wymiotować i zostawiać kropki. Całe mieszkanie było brudne, Zuzia w pewnym momencie nie była nawet w stanie się za bardzo ruszać - na leżąco robiła "kropki", wymiotowała, pluła, robiła siku. Natychmiast zaniosłam ją do lekarza (lała się przez ręce, więc nie było z tym problemów). Już myślałam, że to koniec. Lekarz podał jej kroplówkę 150ml oraz dwa zastrzyki (jeden przeciw biegunce, drugi nie wiem jaki, nie mogę się doczytać). Miałam na następny dzień przyjść na badanie krwi oraz usg. Niestety, Zuzia doszła troszkę do siebie i już nie dała sobie nic zrobić. Lekarze walczyli z nia ponad 10 min i skończyło się na zdewastowanym gabinecie. Ponieważ żadne badania nie weszły w grę, a Zuza nadal nie była taka, jak kiedyś, lekarz przepisał jej antybiotyk Clavubactin 2x dziennie po 1,5 tab przez 6 dni oraz Diarsanyl - pasta doustna na sensacje jelitowe. Zuzia nie ma już biegunki, robi normalne kupki, natomiast zaczęła mi wymiotować.. Wczoraj wymiotowała cały dzień (co 2,3 godziny po ok godzinne, nieustanne wymioty). Dzisiaj również wymiotowała ok 2godziny łącznie, przez cały dzień. Nie wymiotuje za bardzo treścią pokarmową, ponieważ niewiele je, raczej wymiotuję ślinę, pianę, żółty płyn, ruszając przy tym charakterystycznie łapką, jakby chciała sobie coś wyjąć z pyszczka. Jestem bezsilna. Pojechałam dzisiaj do weta bez kota. Na miejscu usłyszałam tylko od lekarzy, że nie ma sensu jej przywozić, że jej na miejscu nie pomogą. Poprosiłam o cokolwiek przeciwwymiotnego, żeby kotek się nie męczył. W końcu jeden z wet wpadł na pomysł, aby do pokarmu dodać jej ze strzykawki zawartość zastrzyku przeciwwymiotnego - może pomoże, albo spróbować szczęścia i wstrzyknąc jej to pod skórę. Jak wróciłam do domu to Zuziaczek już nie wymiotował - co jakiś czas się tylko oblizuje. Zjadła troszkę mokrej karmy i kawałek parówki. Nie wiem jeszcze co zrobię z zastrzykiem - jak jutro zaczną się znowu sensacje to spróbuję jej wstrzyknąć.. jak się nie uda dodam do jedzonka.
I teraz moi drodzy najważniejsze, czy to jest PNN? Od niedzieli czytam wszelkie artykuły, wertuję każdy post na forach. Znalazłam wiele objawów tej choroby u mojego Zuziaczka (biegunki, wymioty, czarna sierść gdzie nie gdzie jest brązowawa, nieprzyjemny zapach z pyszczka, w ostatnim czasie utrata kilogramów, ospałość, kotek bardzo dużo sika!, ostatnio też nawet sporo pije <wcześniej nie wiem skąd ona "brała tyle moczu...">). Diagnoza jak sami Państwo już widzicie jest niemożliwa. Muszę działać na własną rękę. To jest moj przyjaciel, członek rodziny. Śpimy na jednej poduszce, wtulone, razem się wychowywałyśmy, bawiłyśmy, jadłyśmy z jednego talerza. To jest moje całe serce. Nie mam już pomysłu jak jej pomóc. Dodam, że jestem w dziewiątym miesiącu ciąży, więc wszelkie wycieczki do weta, podawanie jej lekarstw są dla mnie naprawdę kłopotliwe...
Myślałam, żeby w ślepo zacząć stosować dietę dla PNN. Może nie tak restrykcyjną, ale np. ograniczyć podawanie fosforu, zrezygnować z suchej karmy.. sama nie wiem. Nie znam się. Zastanawiam się też nad podawaniem jej pochłaniaczy fosforu, ale nie mam pomysłu jak długo to robić, w jakich ilościach i czy faktycznie Alusal lepiej się sprawdza od Ipakitine.
Bardzo prosimy z Zuzią o pomoc...
ps: właśnie zaczęła wymiotować..