Hej, to znów ja.
Bardzo dziękuję wszystkim za pomoc i zaangażowanie. Tysia nie przeżyła. Była bardzo dzielna do końca, ale nie potrafiłam jej pomóc..
W niedzielę dzwoniłam do weta, czy dałby radę podać kroplówkę, kotka była w bardzo złym stanie.
Podejrzewam, że to głównie wina potasu, w jonogramie wyszedł ogromnie na +. Udało się ściągnąć wetkę, Tysia miała być całą noc przypięta. Ledwo dało się wkłuć w żyłę...taka była odwodniona i chudziutka
Musiałam zostawić ją tam, to była jej szansa. Niestety nie udało się, zmarła w nocy, z niedzieli na poniedziałek, samiutka.. Żałuję, że tak to się stało, że nie mogłam być przy niej...