Straciłam kota..Nie radzę sobie.:(Czy można było coś zrobić?

rozmowy o cukrzycy i niewydolności nerek u kotów

Moderator: Moderatorzy

Regulamin działu
Uwaga! Porady na temat leczenia udzielane są na podstawie pk.13 regulaminu forum.

Post » Pon maja 12, 2014 14:16 Straciłam kota..Nie radzę sobie.:(Czy można było coś zrobić?

Witam...

Straciłam wczoraj Tosię. Miałą 12,5 roku..Chorowała wcześniej,bo miała i SUK, i cukrzyce (ustabilizowaną) plus prawdopodobnie(?) astmę,może chore serce.....Pisze prawdopodobnie/może,bo weci nie wiedzieli,co jej jest..Ostatnie RTG pokazało,że jest płyn w opłucnej..Przez ten płyn nie było widać płuc ani serca..Wcześniejsze RTG pokazało jedynie plamki-nacieki w oskrzelach i opłucnej..Dostałą wtedy jedynie Encorton,który praktycznie nie pomógł....Jak się ataki kaszlu i duszności nasilily ,po ostatnim RTG-płyn wopłucnej,to wet zwiększył dawkę encortonu(1/2 z 5 mg) i przepisał 1/2 Furosemidu na dzień,by wysiusiałą ten płyn..Miała mieć badane echo serca w innym miescie, jeśli sytuacja się ustabilizowała,bo przy najmniejszym stresie miala silne ataki duszności(oddychała bardzo szybko ze świstem, otwartym pyszczkiem i wysunietym językiem),więc szansa na dowiezienie jej żywej do miasta oddalonego
o 40 km była niewielka...Nie doczekała..
Dla zminimalizowania stresu podawaliśmy jej łyzeczką tabletki rozpuszczone w wodzie.Czekaliśmy,jak kazał wet..
I nie wiem, czy własnie to nie był błąd??Może mogłąm jej jakos pomóc? ?Zmienić weterynarzy,bardziej drążyć,szukać rozwiązań??
Wiem,że teraz to już nic nie zmienię,ale...Miałam nadzieje,że jeszcze pobędzie z nami choć parę miesięcy,tygodni..

Tosia bardzo schudła,prawie 700 gramów w ciagu paru dni.nie miała apetytu,była osowiała..Piła jedynie wode i przyjmowałą niewielkie ilości pokarmu..Wstawałąm po kilka razy w nocy,bo się napiła i zjadłą choć centymetr mięsa lub ryby,która lubila..I to wszystko na nic??
To już nie była Tosia,jaką znałam..Ale wciąż była!!..Wydawało się,że mimo wszystko,jest lepiej,bo duszności,kaszel ustały, oddychała dobrze..Nie chciała niestety jeść,domięśniowo dostała zestaw witamin plus miała dostać relanium na pobudzenie apetytu..Co dziwne wyjazd do weta zniosla dobrze..Chyba byl juz zbyt słaba na jakikolwiek protest..Nie zdążyłam z Nią pojechać na podanie relanium..Zaskoczyła nas,nagle pogorszyło się wczoraj rano,przy zwyczajowym podawaniu tabletek..I odeszła,miała wiele ataków duszności pod rząd:((...Ona wiedziałą,bo w nocy już nie chciała nic jeść,piła niewiele.Nie spała,tylko czuwała...Może wtedy powinnam była przewidzieć,że Ona przeczuwa śmierć i ratować Ją, pojechać z Nią na pogotowie???:(

To,że Tosi nie ma- bardzo boli,ale nie to jest najgorsze..Najstraszniejsze jest to,że wciąż mam przed oczami,JAK odchodziła:(..Biedna męczyłą się ,dusiłą ponad godzinę,a ja nie wiedziałam,co robić,jak Jej pomóc:(((((((
Ciągle mam to przed oczami...Zadzwoniłąm na pogotowie weterynaryjne ( jedyne w mieście),a weta powiedziała,że jedyne,co można zrobić,to podać jej w zastrzyku encorton,bo jak jest atak za atakiem to już niewiele można zrobić...Po takiej rozmowie zrezygnowałam..Nie pojechalismy,bo encorton dostała w tabletce,a bałąm się,że odejdzie w aucie..Naiwnie cały czas wierzyłam,że stanie się cud,że to jeszcze nie teraz..Ona wiedziała,że odchodzi,żegnałą się z nami pomiędzy atakami,i,pozniej juz uciekała ode mnie i reszty rodziny,chowała się,szukajac dla siebie miejsca..Rodzice powiedzieli,że mam pozwolić jej odejść..Skonała przy mojej poduszce na łozku,gdzie razem często spałyśmy..W ostatnich chwilach nie miałąm już siły patrzeć,jak umiera,mój Tata był przy Niej..Nie mogę się z tym pogodzić:(...Może gdybym pojechała na to cholerne pogotowie,może większa dawka encortonu podana domięśniowo pomogłaby?Może weta na miejscu wymyśliłaby jakieś inne rozwiązanie??
Miał ktokolwiek z forumowiczów kota z podobnymi płucno-krążeniowymi problemami??
To było moje pierwsze zwierzę..Rodzice mieli w życiu niejednego zwierzaka i Mama jest pięlęgniarka..Ich zdaniem to już był Jej czas..Ale ja nie wiem,co myśleć;(..Może miałą szansę,by jeszcze pobyć??

Jak długo będzie to tak bolało?:(
Dom bez kota to już nie jest Ten Dom:(

Wiem,że piszę chaotycznie,ale trudno mi zebrać myśli;/

yamila

 
Posty: 9
Od: Czw lis 15, 2012 21:44

Post » Pon maja 12, 2014 15:13 Re: Straciłam kota..Nie radzę sobie.:(Czy można było coś zro

Wspólczuję.
Mnie boli nadal.Każda śmierć naszeo kota . Z czasem już mogę się uśmiechać do wspomnień. Ale czasem aż dech zatyka z żalu.
Brykaj Mała za Tęczowym Mostem
[*]
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55370
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 11 >>

Post » Pon maja 12, 2014 15:15 Re: Straciłam kota..Nie radzę sobie.:(Czy można było coś zro

Obawiam się, że niewiele mogłaś zrobić w tej sytuacji. Przynajmniej tym się nie dręcz. Encorton, jeżeliby pomógł to na chwilę. Miałam kotkę w podobnym wieku, z guzem w płucach, który wyszedł na echu serca, z wodą w płucach. Żyła ponad pół roku na furosemidzie, co prawda się nie dusiła, ale wszystko inne, czyli wątroba z trzustką jej wysiadły i nie dała rady.
NA PILNE LECZENIE KOTÓW Z CMENTARZA- KONTO
https://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=157308

mziel52

 
Posty: 14695
Od: Czw gru 27, 2007 20:51
Lokalizacja: W-wa Śródmiescie

Post » Wto maja 13, 2014 22:05 Re: Straciłam kota..Nie radzę sobie.:(Czy można było coś zro

Bardzo Ci współczuję z powodu Twojej Tosi. Mój Maurycy umarł wczoraj. Był z nami przez 15 lat i 1 miesiąc. Wiem, co czujesz jak kot nie wita Cię w drzwiach, jak kładziesz się do łóżka, a on nie wskakuje i się nie tuli, nie słyszysz mruczenia, w kuchni nie stoją jego miski z jedzeniem, a w łazience nie ma kuwety. Moje kochanie było bardzo chore i cierpiące. Miał IBD powikłane PNN. Niejedzenie, różowe wymioty, biegunka z krwią... Gdy już było bardzo źle pojechaliśmy do naszej lekarki... Żeby już nie cierpiał. Byłam przy nim cały czas i mówiłam mu o tym, że jest dla mnie najwspanialszym kotem na świecie i że go bardzo kocham. Teraz już nie cierpi, za to my cierpimy...To jednak lepsza opcja. Za nic na świecie nie zniosłabym więcej jego bólu i swojej wobec niego bezradności. Wyjemy wilczym głosem z tęsknoty. Wszyscy. Mój najstarszy syn rozpaczał od wczoraj tak, że zaczęłam się o niego bać. Pojechałam do naszej stałej weterynarz, żeby oddać pozostałe leki, aparaty i butelki do kroplówek, karmę dla nerkowców i usłyszałam dobrą radę, żeby nie czekać, aż przestanie boleć, tylko wziąć kociaka. Moje dzieci nabrały nadziei. Dom bez kota jest nie do zniesienia. Maurycego nikt nie zastąpi, ale doktorka doradziła mi którą rasę powinnam rozważyć, żeby uzyskać kochająco - przytulający charakter, czyli taki, jaki miał Maurynio. No i znalazłam kociaka. W sobotę jedziemy go zobaczyć. Cierpię, ale mam szansę na kocio - ludzką miłość. Może Ty też spróbuj się nad tym zastanowić...
I nie obwiniaj się, bo to błędne koło. Nie Ty dałaś Tosi życie i nie mogłaś sprawić, że choroba minie i kot będzie, jak nowy. To nie zegarek, nie można wymienić części. A nasze ciała się zużywają. Jak ktoś jest chory na śmierć, to najmądrzejszy doktor nie pomoże. Weterynarze, to nie cudotwórcy... Trzymaj się ciepło. liliana

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Śro maja 14, 2014 7:06 Re: Straciłam kota..Nie radzę sobie.:(Czy można było coś zro

lilianaj pisze:(...) Maurycego nikt nie zastąpi, ale doktorka doradziła mi którą rasę powinnam rozważyć, żeby uzyskać kochająco - przytulający charakter, czyli taki, jaki miał Maurynio. No i znalazłam kociaka. (...)

Po pierwsze nie ma gwarancji, że kot danej rasy faktycznie będzie miał taki a nie inny charakter.
Po drugie jeśli szukasz rasowego to warto byłoby najpierw dobrze przyjrzeć się hodowli aby uniknąć ewentualnych problemów zdrowotnych kota.
A po trzecie - jeśli tych wszystkich rad udziela Ci ta sama wetka, która "leczyła" Maurycego to ja bym na Twoim miejscu rozejrzała się też za inną wetką.
Na wszelki wypadek.
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Śro maja 14, 2014 12:58 Re: Straciłam kota..Nie radzę sobie.:(Czy można było coś zro

Pewnie masz rację Pixie65. Nasza wetka poradziła nam kota rasy ragdoll. Powiedziała, że kociak powinien mieć czyste uszy, oczy, nos i odbyt , powinien mieć miękki brzuszek i ochotę do zabawy. Wczorajsze popołudnie poświęciłam na poszukiwania kociaka do wzięcia. Znalazłam kicię z hodowli w Żyrardowie. Moglibyśmy ją mieć na koniec maja. Zobaczymy...Na co jeszcze powinnam zwrócić uwagę? Jak ocenić, czy hodowla jest w porządku? Nie mam doświadczenia w poszukiwaniu kotów. Maurynia dostaliśmy gotowego w prezencie ślubnym :) , wystarczał nam, więc nie szukałam drugiego kotka. Teraz mam w składzie rodziny dziurę głęboką, jak Rów Mariański. Muszę ją przytkać, bo oszaleję. I nie tylko ja mam perspektywę czasu uroczo spędzonego w Tworkach...Inny kot nie zastąpi nigdy mojego Maurycego, ale gdy też zostanie moim kotem, to również będę go kochać. I może mniej cierpieć... Dom bez zwierzęcia jest zwyczajnie kaleki.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Śro maja 14, 2014 13:23 Re: Straciłam kota..Nie radzę sobie.:(Czy można było coś zro

jedyna rada jaka znam, to... natychmiast wziac sobie jakies male kocie. Bedzie przy nim tyle roboty, ze nie bedziesz miala za wiele czasu by myslec.

Testowalem to dwa razy, podzialalo. O tamtych, co odeszly nadal pamietam i nadal czasem zal gardlo sciska (choc jeden odszedl 21 lat temu, a drugi 6), ale dwie inne kocie biedy dzieki temu mialy (a jedna nadal ma...) domek, jedzonko i glaskanie.

A dom bez kota... taki pusty.

Tosi nic juz nie pomoze, ale ty mozesz pomoc jakiemus kotu. A one podobno wracaja, tyle ze w innym futerku.

I nie bierz kota z hodowli, tylko jakas biedote ze schroniska, bo te z hodowli byt maja raczej zapewniony, a te ze schroniska... co tu gadac. Biorac takiego prawdopodobnie ratujesz go od smierci.
Ostatnio edytowano Śro maja 14, 2014 13:56 przez Lifter, łącznie edytowano 1 raz
Obrazek


Ludzie, którzy nie lubią kotów, w poprzednim życiu musieli być myszami.

Lifter

Avatar użytkownika
 
Posty: 4414
Od: Pt sie 09, 2013 10:47
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro maja 14, 2014 13:27 Re: Straciłam kota..Nie radzę sobie.:(Czy można było coś zro

lilianaj pisze:Pewnie masz rację Pixie65. Nasza wetka poradziła nam kota rasy ragdoll. Powiedziała, że kociak powinien mieć czyste uszy, oczy, nos i odbyt , powinien mieć miękki brzuszek i ochotę do zabawy. Wczorajsze popołudnie poświęciłam na poszukiwania kociaka do wzięcia. Znalazłam kicię z hodowli w Żyrardowie. Moglibyśmy ją mieć na koniec maja. Zobaczymy...Na co jeszcze powinnam zwrócić uwagę? Jak ocenić, czy hodowla jest w porządku?(...)

Zapytaj na podforum dla hodowców.
Ja się na hodowlach nie znam ale wiem, że bywają bardzo różne...
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Śro maja 14, 2014 15:47 Re: Straciłam kota..Nie radzę sobie.:(Czy można było coś zro

Dzięki za radę Pixie65. Tak zrobię. Maurycy był szary w śliczne czarne paseczki. Nie był rasowy. W gruncie rzeczy nie ma to dla mnie znaczenia. Ważne żeby kociak wyglądał inaczej, bo nie chcę patrząc na niego płakać za Maurycym. Chcę go kochać dla niego samego. Ważne też żeby szybko się do nas przywiązał i miał przymilne usposobienie. A najważniejsze żeby był zdrowy i żył 500 lat. Nie chcę fundować dzieciom kolejnej traumy w najbliższym czasie. Jest większa szansa, że kociak z hodowli będzie zdrowy i dopieszczony, niż ze schroniska. Żal mi tych nieboraków, ale siebie też mi żal, a za dzieci muszę być zwyczajnie odpowiedzialna. Dużo ostatnio przeszły. Pewnie to niepopularna postawa, ale to musi być mój świadomy wybór. Nie należę też do osób bogatych, a każdy wie ile kosztuje leczenie przewlekłej choroby. Zwyczajnie się boję, że jak wezmę biedactwo ze schroniska, to znowu się zacznie...Kot to nie zabawka, będzie u nas przez całe swoje życie. Mam nadzieję, że jak najdłuższe. W zdrowiu i chorobie będzie członkiem mojej rodziny.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Śro maja 14, 2014 15:51 Re: Straciłam kota..Nie radzę sobie.:(Czy można było coś zro

lilianaj pisze:(...) Jest większa szansa, że kociak z hodowli będzie zdrowy i dopieszczony, niż ze schroniska. (...) .

No akurat z tym to różnie bywa dlatego tak naciskam na to, żebyś zanim kupisz kota dobrze poznała hodowlę.
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Wto maja 20, 2014 22:47 Re: Straciłam kota..Nie radzę sobie.:(Czy można było coś zro

Bardzo dziekuje Wam, Kochani, za słowa otuchy..Nie odpisałam od razu,ale czytałam..

Minęło już 9 dni..Powinno być lepiej...Na razie jest..inaczej..Chwilali wydaje mi się,ze jestem w stanie zaakceptować bolesną myśl,że Jej nie ma-pomimo bezsilności i smutku..Czasami przez krótki moment wydaje mi sie, że to sie nie zdarzyła,a najczesciej czuję się pusta, zobojetniałą, "wypluta"z energii..A w najmniej spodziewanym momencie znów ryczę..Dopiero w sobote uświadomiłam sobie na dobre ,ze nigdy już nie wskoczy mi na kolana,nie zamruczy mi do ucha,nie usłyszę jej miauczenia,nie podrapię jej pod bródką. Nie zaciągne się zapachem Jej sierści-lubiłam to,uspokajało mnie..A teraz-pustka..Chodze po domu i myślę:"Tosia tu powinna być!".Ale Jej nie ma:((
Czy Wy też tak mieliście/macie??
Czy ja już wariuję? ?Kiedy to się zmieni?
Nigdy nikogo bardzo bliskiego nie straciłam....Dla mnie żałoba to novum...

mziel52 pisze:Obawiam się, że niewiele mogłaś zrobić w tej sytuacji. Przynajmniej tym się nie dręcz. Encorton, jeżeliby pomógł to na chwilę. Miałam kotkę w podobnym wieku, z guzem w płucach, który wyszedł na echu serca, z wodą w płucach. Żyła ponad pół roku na furosemidzie, co prawda się nie dusiła, ale wszystko inne, czyli wątroba z trzustką jej wysiadły i nie dała rady.


mziel52, być może masz rację..Mnie się wydaje,że Tosia miała nowotwór..Bo gwałtownie Jej się pogorszyło,zmizerniała tak, że można Jej było policzyć wszystkie kostki na kręgosłupie:(..Choroby układu krążeniowo-oddechowego chyba nie dają takich objawów?
Wiem,że znajomość przyczyny zgonu ani zastanawianie się,co mogłabym jeszcze zrobić Tosi nie zwróci:( Ale nie chciałąbym na przyszłość popełnić jakchś zaniechań...

Lilianaj, jak Ty się czujesz? Jak czuja się dzieci?
Łączę się w bólu i ściskam mocno!

lilianaj pisze:Teraz już nie cierpi, za to my cierpimy...To jednak lepsza opcja.

Masz rację,ech..Ale serce boli

Macie już nowego kociego domownika?:) Spełniły się Twoje nadzieje?

lilianaj pisze:usłyszałam dobrą radę, żeby nie czekać, aż przestanie boleć, tylko wziąć kociaka. Moje dzieci nabrały nadziei. Dom bez kota jest nie do zniesienia.

Też słysze takie rady..Zastanawiam się nad kociakiem..Ale potrzebuję czasu..Dla mnie to za świeża strata..Poza tym tak się nieszczęślwie zlożyło,że wraz z poczatkiem czerwca znów będę bezrobotną bez środków i znów będę szukać pracy..I nie mieszkam sama,więc decyzja do konsultacji z innymi domownikami. Na razie są raczej na "nie"z wahaniem na "tak" w przyszłości..

Kot ze schroniska..Tak byłoby najwłaściwiej..Ale czy mam szansę na zdrowego kociaka ze schroniska?? Wiem,że to może egoistyczne,ale nie chcę znów cierpieć wraz z kotem i zaliczać niekończące się pielgrzymki do weta..

Moc serdeczności!

yamila

 
Posty: 9
Od: Czw lis 15, 2012 21:44

Post » Śro maja 21, 2014 7:00 Re: Straciłam kota..Nie radzę sobie.:(Czy można było coś zro

yamila pisze:Kot ze schroniska..Tak byłoby najwłaściwiej..Ale czy mam szansę na zdrowego kociaka ze schroniska?? Wiem,że to może egoistyczne,ale nie chcę znów cierpieć wraz z kotem i zaliczać niekończące się pielgrzymki do weta..

Moc serdeczności!


No coz, ryzyko zawsze istnieje - jak kiedys - dawno temu - wzialem mojego to mial swierzba usznego i jakas infekcje pyszczka - ale obie sprawy udalo sie szybko wyprowadzic. Z drugiej strony swiadomosc, ze biorac stworka niemal na 100% ratujesz mu zycie - bezcenna. Zaryzykowalbym.
Obrazek


Ludzie, którzy nie lubią kotów, w poprzednim życiu musieli być myszami.

Lifter

Avatar użytkownika
 
Posty: 4414
Od: Pt sie 09, 2013 10:47
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro maja 21, 2014 11:24 Re: Straciłam kota..Nie radzę sobie.:(Czy można było coś zro

Poczekaj, aż nowy kot sam Cię znajdzie. Przyjdzie taka chwila, kiedy go spotkasz na swojej drodze czy w necie i wtedy się nie zawahasz, że to ten.
NA PILNE LECZENIE KOTÓW Z CMENTARZA- KONTO
https://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=157308

mziel52

 
Posty: 14695
Od: Czw gru 27, 2007 20:51
Lokalizacja: W-wa Śródmiescie

Post » Czw maja 22, 2014 9:41 Re: Straciłam kota..Nie radzę sobie.:(Czy można było coś zro

Droga Yamilo!
U nas święto w rodzinie. Od wczoraj mamy Gustawa.
Strata Maurycego była tak dotkliwa, że nie mogliśmy znaleźć sobie miejsca, trudno było na czymkolwiek się skoncentrować, żaden sposób spędzania czasu nie przynosił ani odpoczynku, ani przyjemności. Wszędzie była pustka. Nic nas nie cieszyło. Ja sama funkcjonowałam, jak robot - automatycznie wykonywałam wcześniej wyuczone czynności. Obręcz rozpaczy ściskała mi flaki i nie mogłam spać. Każdy kłaczek Maurycego znaleziony w domu (a wszędzie ich pełno) pobudzał do płaczu. O dzieciach lepiej nie wspominać...Płakaliśmy wszyscy: jedno zaczynało, a potem dołączała reszta. Nauka szła, jak po grudzie, a do szkoły muszą przecież chodzić (12,10 i prawie 6 lat). Zaczęłam się niepokoić o 12 letniego Julka - on po prostu jest najbardziej świadomy nieodwracalności śmierci, był też najbardziej zaangażowany w leczenie Maurynia, a potem żegnał się z nim.
Po prostu musiałam coś zrobić, bo taka sytuacja była nie do zaakceptowania. I nie do wytrzymania.
Dzieciaki natychmiast podłapały pomysł znalezienia kociaka - to było, jak powiew nadziei - konkretne zajęcie, odwracające uwagę od nieszczęścia.
Rozumiem doskonale, dlaczego obawiasz się wziąć kociaka ze schroniska... To taki uraz: człowiek boi się bólu, choroby i samej walki o polepszenie stanu kota, który jest nieuleczalnie chory. Jak się przeżyło to, co Ty, a także ja, to ma się za sobą morze zawiedzionych nadziei, że się uda, że się poprawi...Krok do przodu, dwa do tyłu. Trochę lepiej, za chwilę znacznie gorzej. A potem dół i równia pochyła :cry: Wyłazisz ze skóry, a to nic nie daje. Bezsilność dławi. Czułam się tak, jakbym trzymała rękę we wrzątku i nie mogła jej wyjąć. Tak jest, jak umiera ktoś, kogo się kocha.Więc człowiek boi się pokochać kota, którego znów niedługo mógłby stracić. Tak jest ze mną.
Stąd pomysł na kota z hodowli. Chciałam też żeby było jak większe prawdopodobieństwo, że nowy kot będzie przymilny - chodziło mi o zadatki na mauryniowy charakter. Więc ragdoll.
Poszukiwania kociaka okazały się pełne rozterek. Ale świetnie odwracały uwagę.
No i znalazłam szczęście moje malusieńkie. Śliczny, 3 mies Gustawinek. Świeżutki, ale czuję jak ładnie wrasta w moją rodzinę, zapuszcza korzenie. To niemal namacalne. I bardzo przyjemne. :D Powolutku uczymy się siebie: co kto lubi, a czego nie, co wolno robić, a czego nie wolno. Oczywiście to działa w obie strony.
Oczy moich dzieci błyszczą tak, jakby wybuchły im w głowach supernowe. Ustalają kolejność zabawy z Gustawem i same sobie pilnują czasu. Jeden się bawi, reszta pisze lekcje, a potem zmiana. Ja pilnuję, żeby kociak mógł także się wyspać. Mam zajęcie, jak z niemowlakiem. Jak na chwilę zostanie sam w pokoju, to ewidentnie się zapłakuje. Podejrzewam, że za swoją mamą i rodzeństwem. Więc ja też się nim zajmuję: głaszczę, czeszę (nie mogę uczesać grzbietku, bo jak widzi szczotkę, to wywala brzuszek), latam ze sznurkiem i takie tam :P Przymilny jest bardzo. Ragdollowaty. Moja najmłodsza córka powiedziała, że nie jest tak ładny, jak nasz Maurynio, ale może być. Jeszcze ze 2-3 dni i będzie tak samo ładny. Dla mnie jest inny. Nowa normalność. Wzięcie kociaka bardzo nam pomogło. No i mamy święto w rodzinie.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Czw maja 22, 2014 9:45 Re: Straciłam kota..Nie radzę sobie.:(Czy można było coś zro

Ogromną przyjemność sprawia mi patrzenie, jak Gustaw je...

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 114 gości