Witam wszystkich posiadaczy słodkich kotów!
Mam straszny dylemat. Mój kot od 5 lat ma zdiagnozowaną cukrzycę. Jest to samiec rasy maine coon. Najgorsze były dla mnie 2 pierwsze lata, ale potem to już "bułka z masłem". Mierzę cukier glukometrem (teraz już rzadko, bo opanowałam tę chorobę), daję 2 razy dziennie zastrzyki z Lantusa.
Kot jest w świetnej formie, ale... Od roku Alex zaczął się na mnie rzucać. Dzieje się to najczęściej jak tylko położę się spać. Przychodzi do mnie, kładzie się, mruczy; ja go miziam, a kiedy jestem w półśnie nagle czuję ból np. na ręce, bo kot mnie boleśnie ugryzł; ostatnio skoczył mi do twarzy (miałam ranę pod okiem), Zdarza się to i rano i w nocy. A nie daj Boże jak mam nogę na kołdrze - niedawno mnie ugryzł do krwi.
Alex ma 10 lat, jestem z nim bardzo związana uczuciowo, ale na tę chwilę straciłam do niego zaufanie; moje uczucia są mieszane. Boję się, że kiedyś może zrobić mi krzywdę. Kocham go, ale jednocześnie się go boję. Nie wiem w którym momencie zaatakuje. Nawet ja siedzę przed kompem, zdarza się, że skacze i gryzie mnie boleśnie w ramię.
MASAKRA!!!
Co mam zrobić??? Nie stać mnie na behawiorystę, a jak rozmawiałam z wetem, powiedział, że cukrzyca może "rzucać się" też na mózg.
Co o tym myślicie? Może macie jakieś doświadczenia w tym temacie???