A ja chciałabym dziś troszkę optymistycznej
Zabrałam Zołzę (Wojtusię) z opolskiego schroniska w maju 2102. Miała być poddana eutanazji - siusiała krwią, wymiotowała krwią, robiła kupkę z krwią. Mimo, że jadła (mając pognite i połamane zęby) chudła w oczach. Kiedy ją zabraliśmy ze schroniska nie ważyła nawet 2kg. Miała anemię. Nie miała części sierści, kilku pazurów. Piła i sikała kilkanaście razy w ciągu nocy. Wyniki z badań krwi rozstrzelone każdy w inną stronę. Pierwsze kilka dni spędziła w lecznicy. Wyrwaliśmy zęby, wszystkie. Usypiana była scanofolem. Tony różnych leków, kroplówek. Weci naprawdę wyciągnęli ją z głębokiego dołka. Kontrolując wyniki krwi powoli wszystko dochodziło do norm prócz anemii i parametrów nerkowych. Najgorszy był fosfor. Tu się zaczęły też schody z wetami - koniecznie miała jeść nerkowe suche i ipakitinę. Ja, będąc na watkach nerkowych jakiś czas stanęłam okoniem. Zołzik na początku dostawała tylko alusal i normalne żarcie. Mokre i mięsne, surowiznę. No i Chela Ferr BC. Niestety alusal nie dawał rady a fosfor nam szybował w górę. Dość szybko udało się zdobyć renagel i dzięki niemu do dziś panujemy na fosforem. Jakoś na wakacje 2012 roku CREA i UREA poszły nam nieładnie w górę. Zostałam oskarżona o to, że szkodzę kotu karmiąc go tak a nie inaczej. Zołzik nie otrzymała też żadnej pomocy ponieważ "wyniki są do korekcji dietą nerkową a nie leczeniem". Przeszukałam neta i dzięki pomocy pixie65 (za co będę jej zawsze, po-zgonnie także, wdzięczna) zdecydowałam się na kroplówki z Ringera i Ringera z mleczanami. Wbrew opinii weterynarzy. I wbrew Zołzikowi. Mój mąż po pierwszych dniach usiłowania robienia kroplówek poddał się i powiedział, że to się nigdy nie uda. Każdego dnia, o tej samej porze, w tym samym miejscu próbowaliśmy choćby wbić igłę w Zołzika, choć na moment. Zajęło to nam wszystkim około 2 tygodni i kroplówki zaczęły iść nam całkiem nieźle. Dołączyłam do tego oczywiście lespewet/lespedol i biopron. Kiedy wyniki ładnie nam spadały robiliśmy przerwę w kroplówkach. Kiedy zaczynały rosnąć wracaliśmy do podlewania.
I tak mija już 2 i pół roku. Zołzik w schronisku została określona na lat około 11. Mimo wieku i choroby Zołzik rozrabia jak pijany zając w kapuście, jest radosna i uwielbia się bawić. Na zimę zapuszcza dłuższą sierść na galotkach
Teraz kroplówkujemy się 3 razy w tygodniu. Bo wyniki mają stałą tendencję wzrostową. Ale dieta wciąż jest taka sama - mokra i mięsna. Suche zagryzamy Power of Nature Meadowland Mix. Zołzik jest moim szczęściem, kotem magicznym i wyjątkowym. Jedynym w swoim rodzaju. Nie żałuję, że prowadzę ją według forum i informacji z netu. Myślę, a w sumie wiem, że na suchym i bez kroplówek i reszty naszych "wymyślonych leków" Zołzy już by z nami nie było.
Dlaczego dziś to piszę? Bo wczoraj sytuacja zmusiła mnie by samej zrobić kroplówę. Na co dzień mąż siedzi przy Zołziku. Kota położyła się na swoim miejscu, ja się wkłułam, zleciało 100ml a Zołzik ani drgnęła. Patrzyła tylko na mnie karcąco bym drapała ją pod bródką, tak jak robi to zazwyczaj Grześ
Zobaczcie jak to u nas wygląda, u kota, u którego pierwsze kroplówki nie dawały żadnej nadziei na to, że w ogóle będą możliwe
https://www.youtube.com/watch?v=AxxyYCJ ... e=youtu.be