Witam.
We wrześniu zalogowałem się na tym forum gdyż mój Tygrys(wtedy ok 4 letni kocurek, kastrowany, do tej pory bez żadnych chorób) podupadł bardzo na zdrowiu. Zaczęło się jakoś latem od tego, że miał kołtunki na futerku (głównie okolice tylnych łap) wyczuwalne jako małe (~1cm) kulki. Wtedy rozczesywałem je grzebieniem, nie byłem świadomy, że brak wylizywania futra u kota to już znak, że coś się źle dzieje z nim. Niedługo potem przyszły kłopoty z apetytem. Właśnie jakoś wtedy zabrałem go do weta na moim osiedlu, zakład Abacus w Sosnowcu na osiedlu Środula. Nie wiem, czy nie popełniam tu jakiegoś wykroczenia ale w takim przypadku proszę moderatorów o "wyiksowanie" tego fragmentu. W każdym bądź razie ODRADZAM wszystkim tą lecznicę. Tamtejszy 'szef' sprawia wrażenie kompetentnego jedynie do wystawiania rachunków. Zostawiłem tam więcej kasy niż w drugiej lecznicy (Lupus na ul. Ostrogórskiej, którą polecam) i generalnie Tygrys miał zrobione tam tylko dwa razy morfologię. Za drugim razem gdy kreatynina doszła do ok 5,6 usłyszałem, że kota można już tylko uśpić. We wspomnianym Lupusie kot miał robionych tyle badań na start (i to nawet nie wszystkie ale na szczęście wystarczyło:), leczenie, kolejna kontrola, że o ważeniu nie wspomnę (wcześniej sam go ważyłem a schudł z niecałych 4 kilo do mniej niż 2,5 w czasie choroby).
Sami z min też się męczyliśmy, biedak nie chciał jeść, w krytycznych momentach trzeba było go siłą karmić dużą strzykawką z rozciapanym jedzeniem nerkowym, na zmianę z tabletkami. Ostatecznie kot odzyskał apetyt, wcina żarcie dal nerkowców, odzyskał swą wagę (no prawie, teraz waży 3,25 ale nie chudnie:) jest wesoły, rozbrykany, zrobił się z niego pieszczoch większy niż przed chorobą. Nie byłem u weta już chyba z 2 miesiąc, bo nie ma powodu. Ostatnio tylko lekarz mi wydał 4 strzykawki ze środkiem przeciwwymiotnym (na wszelki wypadek, bo poleciałem do niego gdy Tygrys zwymiotował jedzenie 2 razy z rzędu) i kroplówkę (którą mu podawałem podskórnie, tak, że tego nawet nie czuł, bo był rozespany na kolanach:)
Okazało się, że owszem miał niewydolność nerek, w dodatku jeszcze coś z wątrobą i jakiegoś pasożyta krwi.
Chciałbym też podziękować wszystkim osobom, które mi tutaj doradziły co robić, bo nie wiem, czy sam dałbym sobie radę w tamtych trudnych chwilach a mianowicie:
Irlandzka Myszka
feniks32
jaguarius
Jana
NITKA/KARINKA
ziuta.m
Jeśli kogoś pominąłem, to przepraszam
Pozdrawiam wszystkich i życzę innym kotkom-nerkowcom powrotu do zdrowia, bo mój futrzak jest przykładem tego, że nawet ciężkie przypadki da się wyprowadzić na prostą. Na jak długo, zobaczymy, lecz póki co cieszę się, że mój kot jest ze mną i kręci mi się pod nogami, kiedy mu szykuję żarcie