Weterynarz-Rybnik,proszę o radę!

Informacje i opinie o lekarzach weterynarii, klinikach i gabinetach.

Moderator: Moderatorzy

Post » Czw cze 02, 2011 21:50 Re: Weterynarz-Rybnik,proszę o radę!

w Rybniku polecam weterynarza na ul. Mikołowskiej gabinet "Pod Rudym Kocurem" leczy tam dr.Zwierzchowski.
Przede wszystkim jest zaangażowany i dociekliwy a także poświęca dużo czasu i uwagi. Gdyby nie on nasz pies kilka dni temu odszedł by za TM. Wcześniejsze złe leczenie u innego lekarza doprowadziło go skrajnego odwodnienia i wycieńczenia. Pan doktor szybko postawił skuteczną diagnozę i staramy się psa jakoś wyprowadzić.
Szczerze polecam.
Obrazek
Obrazek

agitarius

 
Posty: 1453
Od: Nie paź 07, 2007 19:19
Lokalizacja: Gliwice-teraz bardziej Rybnik

Post » Pon sie 29, 2011 16:07 Re: Weterynarz-Rybnik,proszę o radę!

Gabinet Weterynaryjny
lek.wet. Marzena Kuchta
specjalista chorób psów i kotów
ul.boryńska 8c
Żory :kotek:

zulka14

 
Posty: 3
Od: Pon sie 29, 2011 16:02

Post » Czw wrz 08, 2011 18:59 Re: Weterynarz-Rybnik,proszę o radę!

Byłam ostatnio z kotką na kompleksowych badaniach w Puchatku na Grunwaldzkiej, trafiłam do P. Pęciak. To był mój trzeci kontakt z tą wet. Myślę, że można polecić bez wahania!
Obrazek

carmella

 
Posty: 15616
Od: Nie lut 29, 2004 14:46
Lokalizacja: Podbeskidzie

Post » Pon sie 27, 2012 18:47 Re: Weterynarz-Rybnik,proszę o radę!

pod rudym kocurem nie polecam, pan doktor nie potrafił ocenić płci rocznego kota. ;o nie wie kiedy kotka ma ruje. aa i Puchatek ma za poradę 10 zł. heh... jak weszłam by spytać czy mogę przyjść z kotkiem bo strasznie wrzeszczy i nie wiem co się dzieje, skasował mnie 10 zł bo ponoć to była porada, coś tam powiedział ale ech..

ulez

 
Posty: 3
Od: Czw maja 17, 2012 14:09

Post » Pt lut 14, 2014 11:53 Re: Weterynarz-Rybnik,proszę o radę!

NIKOMU NIE POLECAM PUCHATKA NA GRUNWALDZKIEJ !!!!!!!!

Moja historia jest bardzo drastyczna więc radzę jej nie czytać osobom o słabych nerwach!

Przygarnęłam z dworu kotkę, która po jakimś czasie jak się okazało była w ciąży. Całą ciążę opiekowałam się nią, dostawała karmę dla kotek w ciąży i miała się bardzo dobrze.
Przyszedł dzień porodu jak by się wydawać mogło, kotce odeszły "wody" więc dzwonię do Puchatka i pytam się co mam robić i czy mogę z nia przyjechać na co lekarka odpowiedziała że nie trzeba żeby jej nie stresować i że teraz zaczną się skórcze i że poród może potrwać nawet dwa dni ale trzeba ją obserwować bo najpierw urodzi pęcherzyk płodowy.
To wszystko było dla mnie dziwne ale zrobiłam tak jak Pani doktor powiedziała, siedziałam przy niej cały dzień i całą noc nie zmrużając oka, w końcu nad ranem zaczął się poród, pęcherzyk został wyparty i pękł, dzwonie do Pani doktor i pytam co dalej, powiedziała że czekamy 4 godziny jak sie nie pokaze pierwszy kotek to mam przyjechać. Posłuchałam znów i czekam, w pełnym zaufaniu do Pani doktor bo wszyscy znajomi tak wychwalali Puchatka. Po 4 godzinach z zegarkiem w rece nic sie nie pokazało wiec juz bez dzwonienia zabrałam kotke do weterynarza ana miejscu okazało się że trzeba szybko operowac kotkę bo przeciez tyle czasu to za duzo i że jeden kotek udusił się i może spowodować smierć innych jak i kotki. Przeraziłam sie okropnie. Operacja kosztowała 400 zł !!!!
Po godzinnej operacji Pani przyniosła w duzm pudełku moją kotkę i trzy piękne małe koteczki. Kotka była oszolomiona po operacji i deptała ciągle małekotki, nie wiedziala co się dzieje, zapytałam sie czy nic im nie zrobi? Powiedzieli ze nie ze osobie poradza i ze nie wolno jej oddzielac od kotków.
Oglądnęłam kotki okazało się że jeden ma szefki na brzuszku, na pytanie d;la czego odpowiedzieli mi że podczas cesarki skaleczono go delikatnie...
Moje zaufanie zaczęło słabnąć. Kotka miała olbrzymią zaszytą ranę na brzuchu, nawet nie była niczym zabezpeczona, powiedziano mi na to ze nie mozna nic z tym zrobić bomusi karmic kotki.
I znów zero spania bo koti tzreba bylo przykładac do sutków zebyjadły bo kotka była zbyt oszołomiona, tzreba bylo im masowac brzuszki bo ich nie lizała ale potem juz sie nimi zaopiekowała tylko ze ciagle raniły jej rane gdy szukały cycuszków.

Na drugi dzień kotek który miał szefkę na brzuszku zmarł z niewiadomej przyczyny bo nikt w puchatku nie potrafił mi powiedziec dla czego ;/

Moja kotka już się łądnie goiła chociaz dziwne sie zachowywała, ciągle miauczała, dziwnie chodziła, była jakas taka osowiała. Usłyszałam że to normalne i mam sie nie martwić. W końcu gdy uznano że rana praktycznie zagojona i za 2 dni mozna bylo wyciągnąc szefki, zostawiłam ją z małymi w domu i poszłam do pracy. Zapewniano mnie ze nic sie nie stanie.
Po 8 godzinach w pracy wróciłam do dom i to co zobaczyłam było najgorszą rzeczą w moim życiu.
Kotka wygryzła sobie wszystkie wnetrzności zaczynajac od tego że rozszarpała sobie brzuch który był już zagojony!!!! wszędzie domu była krew, jelita i kawałki wnetrzności... najgorsze bylo to że kotka mimo utraty krwi i narządów jeszcze żyła... ledwo... owinęłam ją w ręcznik starając się nie sprawiać jej więcej bólu ale było to dość cięzkie gdy z brzucha wisiały jej wszystki żyly wnętrzości itd... pojechałam do weterynarza wiedząc że juz nic nie da sie zrobić... lekarz był nieostrozny kotka deptała po swoich wnętrznościach i strasznie płakała. Okropnie cierpiała jeszcze przed zakonczeniem swego krótkiego życia, zanim to lekarz postanowił dać jej w końcu zastrzyk usypiający.

Znów nikt nie wytłumaczył mi co sie satlo i dla czego tak się stało.
Obecnie przezył tylko jeden kotek, jest niesamoiwicie podobny do mamusi i mądry ;) Opiekuje się nim moja Babcia która ma dwa inne koty.

Nigdy więcej już nie pójdę do tych lekarzy, zostawiłam tam prawie 600 zł a kotka zmarła w męczarniach jak sie potem okazało był to bląd lekarza. Są dwie opcje albo źle ją zaszył pozostawiając coś w środku co sprawiało wiele bólu lub ponownie źle ją zaszył przy okazji nie uważając na higienę przez co w brzuchu mogło się coś zrobić i także boleć...
Nie wiem i wolę już nie wnikać.
Życzę wam żeby nigdy coś takiego nie zdażyło się w waszym życiu!!

LadyFury

 
Posty: 1
Od: Pt lut 14, 2014 11:28

Post » Pon mar 09, 2015 15:34 Re: Weterynarz-Rybnik,proszę o radę!

Pani Barbaro K. ....
rozumiem że opieka nad ciężąrną, mająca rodzić kotką wzbudziła w pani ogromne emocje.... ale skoro po tak długim czasie nie potrafi pani otzreźwieć i wypisuje Pani absurdy... ba , zakłamanie takie że po prost ręce opadają i odechciewa się pomagać ....
żałuje, że dopiero teraz odkryłąm ten post
pracowałąm wtedy w PUCHATKU..... pamietam dokłądnie całą sytuację... i na boga... kotka dostałą kołnierz a pani informację, że kołnierza zciągać nie wolno.. podstawowe zaniedbanie z pani strony.... Pani jest winna śmierci tej kotki, jej ciepieniu... to była najgorsza rzecz jaką w życiu widziałam pracując jako technik weterynarii.... dzięki Pani...

całej reszty szczegółowo nie mam ochoty komentować, natomiast doskonale pamietam jak dużą zniżke Pani dostała za samą cesarkę (z racji przygarnięcia kotki) ... 400 zł??? pani Barbaro musze powiedziec że dzięki pani i temu wpisowi zawiodłam się na ludziach...
Żałuję że nie dodzwoniłą się Pani wtedy do innej lecznicy, a pewnie nie jeden lekarz kazał by Pani czym predzej przyjechac (nie przejmując się stresowaniem kotki przygotowującej się do porodu) do lecznicy by móc z czystym sumieniem zarobić na zabiegu cesarki który oczywiście mozna zrobic bo czemu nie, skoro klient histeryzuje ....
Żałuję że trafiłą Pani do nas... żałuje że musiałąm oglądać cierpienie tej cudownej kici... żałuje że może Pani logować się na różne fora tylko po to by móc wypisywać oszczerstwa

Ta historia to zaniedbanie histerycznej klientki, której tłumaczono wsztystko, a przede wszystkim trzymanie kotki w kołnierzu...który jak się Pani przyznała był zdjęty i dlatego kotka rozlizałą sobie brzuch.... szkoda kotki...pani barbaro postuluję, że kiedy ponownie będize pani chciałą pomóc jakiej biednej istocie, to prosze nie robić tego na pół gwizdka... mierzyć siły na zamiary .. aby nie skróciłą Pani kolejnego życia jednym zasadniczym zaniedbaniem.... obwiniając za nie w dodatku osoby, które znają się na swojej pracy i wykonuja ją z powołaniem... przez 3 lata pracy w PUCHATKU nie zauważyłam by kiedykolwiek którykolwiek z lekarzy pozwolił klientowi odebrac zwierze po zabiegu niezabezpieczone kołnierzem czy fartuchem... zaznaczę że ta zasada akurat była bardzo rygorystycznie przestrzegana... zawsze

Betta

 
Posty: 703
Od: Nie lut 21, 2010 21:53

Post » Pon mar 09, 2015 15:38 Re: Weterynarz-Rybnik,proszę o radę!

Betta pisze:Pani Barbaro K. ....
rozumiem że opieka nad ciężąrną, mająca rodzić kotką wzbudziła w pani ogromne emocje.... ale skoro po tak długim czasie nie potrafi pani otzreźwieć i wypisuje Pani absurdy... ba , zakłamanie takie że po prost ręce opadają i odechciewa się pomagać ....
żałuje, że dopiero teraz odkryłąm ten post
pracowałąm wtedy w PUCHATKU..... pamietam dokłądnie całą sytuację... i na boga... kotka dostałą kołnierz a pani informację, że kołnierza zciągać nie wolno.. podstawowe zaniedbanie z pani strony.... Pani jest winna śmierci tej kotki, jej ciepieniu... to była najgorsza rzecz jaką w życiu widziałam pracując jako technik weterynarii.... dzięki Pani...

całej reszty szczegółowo nie mam ochoty komentować, natomiast doskonale pamietam jak dużą zniżke Pani dostała za samą cesarkę (z racji przygarnięcia kotki) i nie było to 400 zł... choć powinno byc włąsnie tyle.... pani Barbaro musze powiedziec że dzięki pani i temu wpisowi zawiodłam się na ludziach...
Żałuję że nie dodzwoniłą się Pani wtedy do innej lecznicy, a pewnie nie jeden lekarz kazał by Pani czym predzej przyjechac (nie przejmując się stresowaniem kotki przygotowującej się do porodu) do lecznicy by móc z czystym sumieniem zarobić na zabiegu cesarki który oczywiście mozna zrobic bo czemu nie, skoro klient histeryzuje ....
Żałuję że trafiłą Pani do nas... żałuje że musiałąm oglądać cierpienie tej cudownej kici... żałuje że może Pani logować się na różne fora tylko po to by móc wypisywać oszczerstwa

Ta historia to zaniedbanie histerycznej klientki, której tłumaczono wsztystko, a przede wszystkim trzymanie kotki w kołnierzu!!!!! ...który jak się Pani przyznała był zdjęty
i dlatego kotka rozlizałą sobie brzuch.... szkoda kotki...pani barbaro postuluję, że kiedy ponownie będize pani chciałą pomóc jakiej biednej istocie, to prosze nie robić tego na pół gwizdka... mierzyć siły na zamiary .. aby nie skróciłą Pani kolejnego życia jednym zasadniczym zaniedbaniem.... obwiniając za nie w dodatku osoby, które znają się na swojej pracy i wykonuja ją z powołaniem... przez 3 lata pracy w PUCHATKU nie zauważyłam by kiedykolwiek którykolwiek z lekarzy pozwolił klientowi odebrac zwierze po zabiegu niezabezpieczone kołnierzem czy fartuchem... zaznaczę że ta zasada akurat była bardzo rygorystycznie przestrzegana... zawsze

Betta

 
Posty: 703
Od: Nie lut 21, 2010 21:53

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 10 gości