KOSZMAR W KLINICE

Informacje i opinie o lekarzach weterynarii, klinikach i gabinetach.

Moderator: Moderatorzy

Post » Śro mar 11, 2015 14:45 Re: KOSZMAR W KLINICE

Kciuki wielkie.
Dopajaj ją lub karm Convą mleczną lub Medicare. Musi pić.
Dopajałam koty Orselitem dla dzieci. To elektrolity. Znaczy się dodawałam do każdej karmy. Poleciła nam to kiedyś dr. Czubek z Białobrzeskiej.

Zamiast kuwetki takim biedom stawiam blaszkę do ciasta lub fotograficzną "kuwetę". Są niskie i koty wchodzą w nią chętniej. Nawet jak teraz nie wchodzi to zacznie.

Może jak z nią siedzisz, to zdejmij na chwilę kołnierz i pozwól się wymyć. Może też zje wtedy i napije się więcej. Wszystko musi być pod kontrolą i nawet na minute nie można oka zamknąć. Fakt, potem jest trudniej kołnierz założyć bo kot buntuje się ale kotce może pomóć psychicznie.
Nasz ostatni tymczas po operacji tylnych nóg sieział w małej klatce 11 tygodni. Nawykł.

Złóż koniecznie skarge do izby lekarskiej. Jeśli chcesz by zadośćuczynienie zrobiono musisz w piśmie uściślić. Potem już tylko sprawa cywilna zostaje.
Warto skłądać skargi inaczej się nie nauczą niczego czująć sie bezkarnymi.
Składałam skargę. Kosztowało wiele, wiele nerwów ale wygrałam. A nie miałam tak mocnych dowodów jak ty.

Kciuki za koteczkę :ok:
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55363
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 11 >>

Post » Czw mar 12, 2015 8:56 Re: KOSZMAR W KLINICE

Medeaa, nie moglam Ci pomoc dzisiaj. Wyslalam moj nr telefonu na Twojego prive - moze sie przyda nastepnym razem.
Co z Kota?

ewa888

 
Posty: 20
Od: Pt paź 31, 2014 10:57

Post » Czw mar 12, 2015 11:38 Re: KOSZMAR W KLINICE

Ewa888 dziękuję:)

Wczoraj zdjęłam Kocie kołnierz na chwilę, żeby się umyła. Szorowała się ponad godzinę. Widać, że po tym dużo lepiej się poczuła. Od wczoraj (mimo iż odstawiłyśmy leki przeciwbólowe) stała się bardzo aktywna. "Gada", kręci się, nawet trochę bawi myszkami, które ma w klatce. Niestety nadal nie pije. Jak widzi wodę, to odwraca się z obrzydzeniem. Podaję jej strzykawką probiotyk rozpuszczony w wodzie. Dzisiaj rano byłyśmy u weterynarza, zresztą jak co dzień, dostała antybiotyki, ale już bez kroplówki. Weterynarz chce, żeby sama zaczęła pić. Wieczorem jadę na Puławską w celu ściągnięcia gipsu z przedniej łapki. Zobaczymy jak się goi.

Skargę oczywiście złożę. Zastanawiam się czy lepiej to zrobić teraz, czy jak Kota stanie o własnych łapkach (dojdą kolejne zdjęcia RTG)?

medeaa3

Avatar użytkownika
 
Posty: 16
Od: Sob lut 28, 2015 17:14

Post » Czw mar 12, 2015 19:11 Re: KOSZMAR W KLINICE

Medea, to masz koteczke czyscioszke :-) Jak sie tak zajela swoim futerkiem to chyba dobry znak, prawda? ASK@ napisala sporo o pojeniu , mysle, ze moze wez to pod uwage. I zdrowia zdrowia dla Kotki.

Skarga? Moim zdaniem na razie poczekaj - trzeba dobrze opisac,uzasadnic, dobrze tez dolaczyc dokumentacje, czyli troche czasu to zajmie. Moze jeszcze pomocne beda jakies dokumenty (masz wszystkie karty wizyt i badania od wiadomego " specjalisty"? - maja obowiazek wszystko wydac) . Moze jakies fakty na spokojnie Ci sie przypomna? Czytalam, ze na zlozenie skargi jest czas do 3 lat. Oczywiscie, zrobisz to wczesniej ale teraz skoncentruj sie na Kotce , i tak masz duzo na glowie. Potem, jak juz sytuacje opanujesz - a nie watpie, ze wszystko bedzie dobrze - odpoczniesz, odespisz to zaczniesz dzialac. A poza tym, jesli bedziesz chciala zwrot kosztow to nadal je ponosisz. Takie jest moje zdanie.
Moze ASK@ troszke podzieli sie swoimi doswiadczeniami, bardzo prosimy.

Jak wieczorna wizyta? Nozka ladnie sie zrosla?

ewa888

 
Posty: 20
Od: Pt paź 31, 2014 10:57

Post » Czw mar 12, 2015 22:52 Re: KOSZMAR W KLINICE

Niedawno wróciłyśmy z kliniki. Ściągnięto Kocie opatrunek, gips (właściwie to nie jest do końca gips, bo jest to jakieś lekkie tworzywo) nadal nosi. Lekarz obejrzał łapki -jak na razie są w porządku. Jak wspominałam rano, Kota nie dostała dzisiaj kroplówki i chyba pomogło, bo sama zaczęła pić (a może to wina kołnierza, bo pije jak jej go ściągam?). Na razie malutko, ale dobrze, że się przełamała.
Ściągam jej codziennie ten nieszczęsny kołnierz, żeby się umyła. Po tych wszystkich przejściach w niektórych miejscach futro się skołtuniło tak bardzo, że Kota je odgryza. Do dzisiaj część futerka (obok wygolonych miejsc) jest ubrudzona jakimś płynem (pewnie służącym do dezynfekcji przed operacją).
Zauważyłam, że samopoczucie jej się poprawia, nabiera sił.
Ma to też swoje minusy. Zaczyna walczyć o wolność, klatka ją przytłacza. Za wszelką cenę chce z niej wyjść. Wczoraj stanęła na tylnych łapkach, a przednią zdrową łapką próbowała zaczepić się o górną ścianę klatki. Cały czas muszę jej pilnować, bo coś kombinuje.
Najgorzej jak jestem w pracy, bo nie wiem, co się z nią dzieje. Martwię się, że jak za bardzo będzie szaleć, to uszkodzi zoperowane łapki, a wtedy będzie koniec, bo kolejnej operacji pewnie już nie przeżyje. I ja też już chyba nie...
Cóż. Muszę być dobrej myśli, zresztą są ku temu powody:) Kota z każdym dniem czuje się lepiej i to widać. I tak naprawdę to jest dla mnie najważniejsze.
Mam nadzieję, że w końcu obie dostaniemy to, czego najbardziej chcemy. Kota - wolność, a ja szczęśliwą Kotę.

medeaa3

Avatar użytkownika
 
Posty: 16
Od: Sob lut 28, 2015 17:14

Post » Pt mar 13, 2015 9:29 Re: KOSZMAR W KLINICE

Medea, dobrze, że siągasz jej kołnierz. Koty zdecydowanie odżywają po tym, jak mogą się umyć.
Ze trzy lata temu też miałam kota po operacji łapy (zespolenie kości, resekcja główki kości udowej, kot po wypadku komunikacyjnym, a operacja była chyba ze dwa tygodnie po wypadku). Da się przeżyć.
Za rekonwalescencję :ok:
Kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!
[...] jesteś tym, co jesz... kabanosem w majonezie"

ariel

 
Posty: 18681
Od: Wto mar 15, 2005 11:48
Lokalizacja: Warszawa Wola

Post » Pt mar 13, 2015 12:15 Re: KOSZMAR W KLINICE

Dziękuję ariel:)

medeaa3

Avatar użytkownika
 
Posty: 16
Od: Sob lut 28, 2015 17:14

Post » Czw mar 19, 2015 17:53 Re: KOSZMAR W KLINICE

Donoszę, że Kota czuje się lepiej. W poniedziałek miała ściągane szwy z tylnej łapki. Przez pół godziny musiały ją trzymać 3 osoby, nigdy nie słyszałam, żeby kot tak krzyczał. Szwy były bardzo mocno założone, do tego zrobiły się strupy i futerko się poprzyklejało... Trzeba było po małym kawałeczku wyjmować
(a przecież tylna łapa nadal jest złamana, więc pewnie ją boli). Jednym słowem i ja, i weterynarz, i asystentka po 30 minutach byłyśmy zlane potem. Ale się udało:)

Mam do Was pytanie. 8 kwietnia mam kontrolę i rtg. Będę miała już chyba komplet dokumentów do złożenia skargi. I teraz pytanie czy ktoś wie jak profesjonalnie przygotować dokumentacje i pismo i mógłby mi z pomóc? Byłabym bardzo, bardzo wdzięczna

Pozdrawiam

medeaa3

Avatar użytkownika
 
Posty: 16
Od: Sob lut 28, 2015 17:14

Post » Czw mar 19, 2015 18:20 Re: KOSZMAR W KLINICE

Ja napisałam po prostu skargę na konkretnego lekarza.Opisałam "zdarzenie" ,miejsce i czas w jakim to się stało... Napisałam kto był obecny w tym dniu ze mną i w gabinecie. Nie omieszkałam swoich wniosków też zawrzeć. Nie miałam dokumentów .Zero papierów. A i tak wszczęto dochodzenie w sprawie tego weta i wygrałam.
Moim błędem było nie napisanie o jakimś zadośćuczynieniu.
Kosztowało mnie to wiele nerwów bo sprawa była dla nas niezwykle przykra i całą rodzina musiała wyrazić zgodę ,że ew będą ciągani. Wsio się odbyło poza nami przyszedł tylko wyrok.
Myślę ,że możesz załączyć dokumenty w ksero i zaznaczyć ,że takowe są.
Wysłałąm listem poleconym za potwierdzeniem odbioru.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55363
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 11 >>

Post » Czw mar 19, 2015 19:48 Re: KOSZMAR W KLINICE

Dziękuję ASK:)
Mam wszystkie dokumenty, zdjęcia rtg, paragony, karty wypisu. 8 kwietnia dojdą kolejne zdjęcia, więc też chcę je dołączyć (mam nadzieję, że łapki dobrze się będą zrastać, chociaż Kota cały czas się rusza w tej klatce;/ i buntuje i foszy, że ją więzimy, a przecież ona niewinna;)).
Mi nie chodzi o rekompensatę finansową (chociaż wydałam w pierwszej klinice 2000 zł właściwie za "zepsucie" łap i skomplikowanie leczenia, a po tych 4 tygodniach na leczenie Koty poszło już ok. 8000, więc masakra finansowa/:), tylko o to, żeby na drugi raz lekarz zastanowił się nad tym, co robi i był odpowiedzialny za swoje czyny bądź ich brak (zaniedbanie).
Rozumiem, że każdy może się pomylić, popełnić błąd (gdyby nie to, że jej nie dopilnowałam, to by się to wszystko nie zdarzyło, nie chciałam tego..., ponoszę konsekwencje swojej lekkomyślności i pewnie nigdy sobie tego nie wybaczę...), ale arogancja lekarza i kłamstwa, że jest ok i brak profesjonalizmu wywołują we mnie złość i sprzeciw.
Nie usłyszałam nawet żadnego przepraszam... Pomyliłem się itp. To jest najgorsze. Brak przyznania się do winy. Przeraża mnie to, że to nie jest i zapewne nie będzie jedyna taka "chora" sytuacja.

medeaa3

Avatar użytkownika
 
Posty: 16
Od: Sob lut 28, 2015 17:14

Post » Czw mar 19, 2015 20:06 Re: KOSZMAR W KLINICE

Na twoim miejscu chciałbym zwrotu kosztów naprawy leczenia. Ewentulana "rekompensta "u mnie winna być wpłatą na konto fundacji.
medea3 , moje zaskarżenie dotyczyło sposobu uśpienia kota. Uwierz, nie chcesz wiedzieć.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55363
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 11 >>

Post » Czw mar 19, 2015 21:33 Re: KOSZMAR W KLINICE

Witaj Medeaa3, ciesze sie, ze z Kota coraz lepiej. Oby tak dalej i jak najmniej cierpienia.
Pamietaj, ze obiecalam pomoc. Jesli chcesz podwiezienie, daj znac wczesniej - mieszkam pod Wwa (fajnie, bo od strony pld) , ale w stolicy naszej bywam dosc czesto :-)
Moim zdaniem szlachetne intencje i ostrzezenie przed tym lekarzem, nie wykluczaja finansowego zadoscuczynienia. Zycze wygrania nagany, co najmniej.
Ale zaplacilas duze pieniadze za naprawienie szkody, dlaczego masz darowac? Poza tym moze taki drenaz kieszeni nauczy ostroznosci, chocby ze strachu.
Ostatecznie mozesz zazadac wplaty na jakies schronisko, sama wiesz, ze tam pieniadze sie przydadza.

ASK@ dziekuje za informacje. Myslalam, czy powinnam wziac adwokata , ale jak widze - nie potrzeba. Mam tez swoja traume. I tez chce zlozyc skarge, jestem to winna swojemu Przyjacielowi.

Moge przyjac, ze bledy sie zdarzaja, ale jestem w ciaglym szoku zachowaniem weta (wielce reklamowany i uznany specdoktor warszawskiej onkologii). Tym, ze podal chemie przy toksycznym uszkodzeniu watroby. A potem nie podjął leczenia. Gdy nastapilo gwaltowne pogorszenie, przez 2 dni weekendu pieska ratowala dyzurujaca lekarka. W poniedzialek pojawil sie specdoktor, ale po calym dniu podawania kroplowek - wyszedl z przychodni, bo skonczyl prace! Moj pies nadal byl w bardzo zlym stanie. Przed wyjsciem doktor zalecil, zeby asystentka nauczyla mnie robienia dozylnych kroplowek w domu. Nie skierowal do innej przychodni, nazajutrz potwierdzil, ze lepiej pieska nie meczyc przywozeniem do lecznicy i w ogole na razie mam go wzmocnic lekami, samodzielnie w domu. Przez kolejne dni wypelnialam zalecenia przekazywane smsowo i mailowo . WYdawalo sie, ze jestesmy pod dobra opieka, ze wszystko przebiega tak jak powinno, choc piesek bardzo cierpial. W ogole nie bylam przygotowana na krytyczny moment. Gdy w panice wyslalam smsa do speca (o bezposredniej rozmowie telefonicznej zapomnij) - otrzymalam tez smsa "nie ma innej rady, tylko klinika calodobowa". Nawet nie zatelefonowal.
Dlugo trwalo, zanim zdobylam sie na napisanie maila z prosba o wyjasnienie przyczyny smierci (chloniak byl w remisji). Odpowiedz otrzymalam, ale delikatnie mowiac - niekoniecznie rzeczywista. Bo w miedzyczasie odebralam wyniki badan i karty wizyt z ostatnich dni w przychodni. Dziwnym trafem specdoktor "zapomnial" wpisac akurat te istotne dla sprawy wyniki badan. Tylko te, pozostale wpisal. Nawet mnie nie zdziwilo, ze na kolejny mail z dokladnymi zarzutami dotyczacymi calego leczenia a potem zaniechania - juz nie odpisal.
Wiem, ze ma sukcesy. Wiem, ze pomogl w wielu przypadkach. Ale tez wiem, ze doprowadzil do przedwczesnej smierci mojego psa, stosujac uporczywa chemioterapie, nieuwaznie monitorujac ogolny stan zdrowia. Pozniej moze istniala szansa ratowania - ale tego nie zrobil. A ja nigdzie nie szukalam pomocy, bo wciaz sie kontaktowalismy i ani razu nie informowal, zeby pieska przywiezc, albo jechac do innej przychodni, bo jego zycie jest zagrozone. I tak siedzialam na d*pie z umierajacym psem, troskliwie prowadzona przez specdoktora. Bo chyba wlasnie o to chodzilo, nie o zmniejszenie cierpienia czy uratowanie Przyjaciela.
Czy wygram, nie wiem. I tak juz zostane z tym, ze nie pomoglam, zawiodlam, opuscilam.

ewa888

 
Posty: 20
Od: Pt paź 31, 2014 10:57

Post » Pt mar 20, 2015 9:47 Re: KOSZMAR W KLINICE

Ewa888
Rozumiem, co przeżyłaś i bardzo Ci współczuję, bo wiem, że wyrzuty sumienia i pytanie, że może mogłam zrobić coś więcej, bardzo długo zostają
w naszych głowach (może już zawsze?). Ale tak naprawdę to winę ponosi nieodpowiedzialny lekarz. Nie jestem specjalistką w dziedzinie medycyny i nie muszę nią być, bo to nie mój zawód. Szukam dobrego lekarza, wierząc, że to najlepsze, co mogę zrobić. Ufam, że oddaję swój skarb w dobre ręce.
Niestety wielu lekarzy zaniedbuje swoje obowiązki i zamiast pomóc, tylko pogarszają sprawę niejednokrotnie doprowadzając do śmierci zwierzęcia.
I najgorsze, że wcale się tym nie przejmują, ot, co tam, to tylko zwierzę - myślą.
Dlatego nie chcę, żeby tacy ludzie mieli styczność ze zwierzętami (a przynajmniej nie przy skomplikowanych przypadkach, kiedy liczy się wiedza, umiejętności i odrobina zaangażowania).
Dlatego rozumiem, że chcesz złożyć skargę.
Wielu ludzi odpuszcza, ja nie chcę, bo wiem, że wtedy nic nigdy się nie zmieni.

medeaa3

Avatar użytkownika
 
Posty: 16
Od: Sob lut 28, 2015 17:14

Post » Pt mar 27, 2015 9:19 Re: KOSZMAR W KLINICE

Dziekuje Medea. Jak Twoja kiciusia? Koty sa super, kiedys wyciagalam z piwnic wszystkie miauczace stworki i udomowialam. Rodzina miala ze mna... A zycie ulozylo sie tak, ze potem juz wokol szczekajace towarzystwo. Wszystkie stworki sa kochane.
Wiec jaka sytuacja z Kota? Bo nagle jakos tak cicho?

Z pisaniem skargi strasznie trudno. Rozwalam sie emocjonalnie. A powinnam juz (moze) byc mocniejsza, niedlugo bedzie rocznica od diagnozy chloniaka.
O tym, jak potraktowano mojego Amisia pisze na tym forum /Warszawa-Ochota/. To przypadek,ze tu jestem, szukalam opinii o Jagielskim (zlych opinii, bo wciaz nie wierzylam swoim watpliwosciom). Tutaj znalazlam pierwsze zastrzezenia co do metod leczenia , opisuje je color1 (kotek Lesio) juz w 2013. A mnie w ubieglym roku nie przyszlo do glowy zagladac na forum kocie... Zreszta wszystko dzialo sie tak szybko, malo mialam czasu na siedzenie przed kompem.
Moj pierwszy pies tak ciezko chory. Uznany i bardzo reklamowany specjalista chloniaka. Ja - zero wiedzy, nie tylko o chloniaku, w ogole bez pojecia o "czytaniu" wynikow badan, leczeniu. Zgodzilam sie na chemioterapie, bo Jagielski przedstawial statystyki - albo w ciagu 6-8 tygodni Ami umiera, albo bedzie zyl 10-12 miesiecy, moze dluzej
"w komforcie i jakosci". No i zapewnil ten komfort....Kilka miesiecy temu napisal maila, ze chemioterapia chloniaka T-komorkowego przedluza zycie do 7-10 miesiecy. Mojemu psu zastosowal schemat podawania chemii przez 25 tygodni. Czyli Ami mial juz tylko zyc podtrzymywany chemia. Co tydzien trucizna,biegunki, wymioty, potem nawadniania, sterydy, inne leki. Komfort zycia pieska - czy doswiadczenia naukowe , kasa dla przychodni ? Gdyby rzeczywiscie zadbal o lepsze samopoczucie mojego zwierzaka, nie mialabym zastrzezen. To jest niesamowite, ze mozna rozpoczac leczenie, tak niszczace caly organizm i wlasciwie zostawic cala reszte opiekunowi. Na Bialobrzeskiej tylko podwieszanie kroplowki z chemia. O calej reszcie dowiedz sie sam....Porownuje leczenie chloniaka u innych lekarzy - zalecaja odzywki, reaguja na poczatki anemii we krwi. Mozna zawsze zatelefonowac. Obiecuja, ze do konca beda zajmowac sie pacjentem, powiedza, kiedy nalezy podjac ostateczna decyzje i przyjada do domu, gdy nadejdzie TA godzina... Jagielski wpakowal chemie przy bardzo zlym stanie watroby. Nazajutrz przyslal maila z bardzo zlymi wynikami badan i opisal je jako "spodziewane". Nie podjal sie leczenia, tak to zostawil. Dopiero po czasie do mnie dotarlo, ze przeciez badania, ktore omawial dotyczyly stanu watroby PRZED podaniem chemii. Po kilku dniach, gdy przez okolo 10 godzin zajmowal sie moim psem - ratujac go, jak to okreslil - zostawil nas w przychodni, bo ...skonczyl pracę. Przed wyjsciem poinformowal, ze teraz powinnam kupic u nich leki i leczyc pieska sama, w domu, az sie wzmocni. Nastepnego dnia wyslalam smsa, chcialam pojechac na Bialobrzeska. Odpisal, ze nie ma potrzeby pieska meczyc, podac nalezy kroplowki w domu. Przez kolejne dni tylko maile, smsy . Jagielski nie odbiera telefonu, bo pracuje. Mozna rozmawiac z recepcja. Otrzymywalam informacje, ktore leki odstawic, ktore dawki zwiekszyc... Wydawalo sie, ze jestesmy pod ciagla opieka. Zadnych zalecen o koniecznosci badan, hospitalizacji...Nie wiem, moze juz nie bylo ratunku, po tym co zrobil mojemu psu. Nie mialam zadnej informacji o rzeczywistym stanie zdrowia Amisia. Kiedy pojawily sie niepokojace objawy wyslalam maila. Jagielski po kilku godzinach odpisal. Wowczas juz nie mialam czasu siedziec przy komputerze. To byl kuriozalny mail, zawieral pytania : czy to chloniak? czy powrot babeszjozy? czy owrzodzenie? Nie wiem, kto mial na to odpowiedziec doktorowi. Jakas paranoja... Nie czytalam tego maila, wiec jeszcze raz wyslalam smsa na bezposredni numer komorkowy Jagielskiego, ze z Amisiem jest bardzo zle. Otrzymalam informacje, ze "nie ma innej rady, tylko calodobowa przychodnia". Wiadomosc przyslal mi SMSem !!! Czy mozna to zrozumiec? Jestes w szoku, wypelnialas wszystkie zalecenia, myslalas ze pomagasz - a pozwolilas na meczarnie i umieranie swojego Przyjaciela. Jestes w panice, absolutnie nieprzygotowana na to, co sie dzieje - i wszystko co otrzymujesz, to sms....... Naprawde, bardzo ciezko sie wraca do takiej traumy. Teraz moge tylko domyslac sie, ze chodzilo o ochrone wlasnego tylka, ukrycie bledu lekarskiego. Nie nalezalo pojawiac sie na Bialobrzeskiej - antyreklama. Z tych samych powodow nie kierowal nas do innego lekarza. Nie chodzilo o Amisia, jego cierpienie. Pozwolilam na to, zaufalam wiedzy i renomie. Zawiodlam, zostawilam swojego psa bez pomocy. Powinnam wreszcie to naglosnic. Zebrac sily i napisac skarge oraz ostrzezenie dla innych. Tylko niepotrzebnie zasmiecam cudze watki. Przepraszam.

Pozdrawiam cieplutko, napisz co u Koty. Czy wciaz musi siedziec w klatce i jak to wytrzymuje?

ewa888

 
Posty: 20
Od: Pt paź 31, 2014 10:57

Post » Czw kwi 02, 2015 20:07 Re: KOSZMAR W KLINICE

ewa888 niczego nie zaśmiecasz!
Czasami człowiek musi wyrzucić z siebie swoją historię, inaczej byśmy chyba zwariowali;) Dobrze jest mówić i pisać o takich rzeczach, być może ktoś w podobnej sytuacji usłyszy bądź przeczyta i uniknie tego, co nas spotkało.
Przepraszam, że dawno się nie odzywałam. Miałam sporo na głowie, do tego kłopoty w pracy. Szukam właśnie nowej...
Kota nadal siedzi w pudle (twierdzi, że jest niewinna);). 8 kwietnia mamy kontrolę u lekarza, więc zobaczymy co i jak.
Nudzi jej się strasznie w tej klatce. Próbuje gips zjadać z łapy, a także uciekać , więc ciągle muszę być czujna....
Ostatnio otworzyłam na sekundę klatkę, żeby jej wodę zmienić, to od razu na tych połamanych łapkach chciała wyskoczyć. Już nawet jej nie wyjmuję z klatki na łóżko, bo boję się, że sobie coś zrobi.
Martwi mnie, że jeszcze 4-5 tygodni tak będzie musiała siedzieć. Potem będą jej musieli wyjąć to wszystko z łapek... Kolejna operacja. Nie wiem czy potem znowu do klatki będzie musiała wrócić?
Staram się trzymać i czekam na wiosnę:) Pozdrawiam Cię ciepło i odzywaj się:)

medeaa3

Avatar użytkownika
 
Posty: 16
Od: Sob lut 28, 2015 17:14

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 29 gości