Całe życie na łańcuchu

O wszystkich stworzeniach poza kotami

Moderator: Moderatorzy

Post » Śro lut 06, 2008 13:23 Całe życie na łańcuchu

Żródło:
http://pies.onet.pl/756,19,24,zycie_na_lancuchu,artykul.html

Nie znam innego poza Polską kraju, w którym zwyczaj trzymania psów uwiązanych przez całe życie do budy jest tak powszechny. Trudno mi także wytłumaczyć przyczyny i masowość tego zjawiska.
Statystyki przytaczane przez brytyjskiego biologa Ruperta Sheldreake'a w książce "Niezwykłe zdolności naszych zwierząt", mówią, że w Polsce 50 proc. gospodarstw domowych posiada psa (dla porównania w Wielkiej Brytanii tylko 27 proc.).

Jesteśmy więc, można powiedzieć, psią potęgą i byłby to pewnie powód do dumy, gdyby nie fakt, iż spora część psiej populacji w Polsce to właśnie cierpiące okrutną, łańcuchową niewolę zwierzęta. To oczywiste, że wiejski pies jest zwierzęciem użytkowym. Przez tysiące lat psy były użytecznymi narzędziami i pomocą w pracy, a dopiero stosunkowo niedawno awansowały do roli domowych pupili, także w pewnym sensie narzędzi psychologicznych, pomagających zaspokajać ważne ludzkie potrzeby. Na wsi w dalszym ciągu pies pełni rolę stróża i nie ma powodów by to kwestionować.

Warto jednak zwrócić uwagę na dwie ważne, moim zdaniem, sprawy, dotyczące psów łańcuchowych. Po pierwsze trzeba jasno powiedzieć, że trzymanie psa bez przerwy na łańcuchu jest formą okrucieństwa wobec zwierząt, przede wszystkim ze względu na niezaspokojenie naturalnych potrzeb jakimi są choćby potrzeba ruchu i aktywności oraz potrzeba kontaktu socjalnego. Po drugie samo ograniczenie swobody ruchu powoduje frustrację, a w konsekwencji agresję, o czym pisał Iwan Pawłow już sto lat temu. W ubiegłym roku zostałem poproszony o przeszkolenie grupy inkasentów krakowskiego zakładu gazowniczego, których praca polegała na odwiedzaniu domów w celu odczytywania liczników i wystawiania rachunków za gaz. Okazało się, ku mojemu zdumieniu, że pogryzienia stanowią drugi co do częstości, po nieszczęśliwych upadkach, powód wypadków w ich pracy. Moi kursanci, którym starałem się przekazać wiedzę na temat psiej agresji oraz nauczyć umiejętności radzenia sobie w sytuacji ataku psa, opowiedzieli mi wiele mrożących krew w żyłach przygód.

Najbardziej typowe i najczęstsze pogryzienia miały miejsce na wsi lub na terenach podmiejskich, a ich sprawcami były psy, które niespodziewanie urwały się z łańcucha lub przypadkowo wydostały się z kojca. Niebezpieczne psy i pogryzienia, jak śmiem twierdzić, są na wsiach i terenach podmiejskich, stosunkowo częste. Niestety nie potrafię przytoczyć statystyk, których, i ile mi wiadomo, nikt nie prowadzi. Policja klasyfikuje pogryzienia jako tak zwane "inne zdarzenia" razem z takimi nieszczęściami jak na przykład sąsiedzkie kłótnie, o czym dowiedziałem się próbując zasięgnąć informacji w krakowskiej komendzie wojewódzkiej. Problem jednak mniejszy czy większy jest i ma dwa wspomniane bieguny - z jednej strony okrucieństwo wobec zwierząt, z drugiej stwarzanie potencjalnego zagrożenia pogryzieniem przez psy, celowo, choć bezmyślnie, doprowadzane do agresji.

Moja znajoma opowiadała mi niedawno zasłyszaną w poczekalni gabinetu weterynaryjnego historię szesnastoletniego obecnie psa, zabranego w młodości z wiejskiej budy i uwolnionego z wiejskiego łańcucha. Bohater tej historii, został namierzony za pomocą ogłoszenia wywieszonego gdzieś w lecznicy, które zachęcało do kupna "wilczura". Jego obecna pani pojechała na wieś pod wskazany w ogłoszeniu adres, gdzie zastała przywiązane do budy, wychudzone i oszalałe ze złości pięciomiesięczne szczenię. Jak się łatwo domyślić nie było jej marzeniem posiadanie takiego właśnie pieszczocha, tym bardziej, że nie sposób był odo niego podejść. Właściciel chciał pozbyć się psa, który za dużo jadł, a ostatnio pogryzł mu dziecko. Zabiłby go już jakiś czas temu lecz ktoś poradził mu dać ogłoszenie o sprzedaży, w nadziei zarobienia kilku groszy jako rekompensaty tego, co pies zeżarł.

Biedna pani została postawiona w obliczu niełatwego wyboru - albo weźmie psa, albo pozwoli mu zginąć. Trzecie wyjście zdaje się nie wchodziło w rachubę, bo była do tej pory pierwszą i jedyną amatorką reklamowanego w ogłoszeniu "wilczura". Na kolanach, ruch za ruchem, krok za krokiem zaczęła zbliżać się do psa, który o dziwo osłupiał, a następnie wycofał się za budę. Po odpięciu łańcucha powoli oddaliła się od psa, ten zaś po krótkim zastanowieniu pobiegł za nią, dał się pogłaskać i zabrać samochodem do domu. Od tej pory nie zdarzyło się, by kiedykolwiek zachował się źle, także w stosunku do dzieci. Przez następne szesnaście lat był oddanym i łagodnym domowym pupilem, którego szczęśliwe życie właśnie dobiegało końca.


Kiedy myślę o psach uwiązanych całe życie przy budach czuje się jeszcze bardziej bezradny niż owa pani, stojąca przy budzie "wilczura" - szczęściarza. Nie tak znowu często mam do czynienia z psami, które zostały uwolnione z łańcucha lub ciasnego kojca. Jednak te z nich, których opiekunowie proszą mnie o pomoc, obok innych, często poważnych problemów, nieodmiennie mają problem z agresją, jeśli nie do ludzi, to do innych zwierząt. I nie ma w tym nic dziwnego, jak to za chwilę postaram się uzasadnić.

Co można zrobić, by ulżyć psom tradycyjnie trzymanym na łańcuchach? Jak sprawić, by ich opiekunowie mieli świadomość popełnianego okrucieństwa i jednocześnie zmniejszyć niebezpieczeństwo pogryzień? Nie sądzę by na te pytania istniały proste odpowiedzi. Nie sądzę także, że prawny zakaz i kary za przetrzymywanie psów stale przy budach, może znacząco zmienić los tych zwierząt. Nie tylko dlatego, że jestem przeciwnikiem represji tak wobec zwierząt, jak i w ogóle w życiu publicznym. Zanim więc kolejny mądry urzędnik wpadnie na pomysł programu zero tolerancji dla ludzi źle traktujących psy, przytoczę przykład skutków wprowadzenia takiego prawa.

W 1824 roku w Wielkiej Brytanii powstało Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwu Wobec Zwierząt (znane dziś pod nazwą RSPCA, jako że królowa Victoria nobolitowała towarzystwo w 1840 roku nadając mu przymiotnik "royal"). Kilka lat później na skutek działań Towarzystwa wprowadzono zakaz używania psów jako zwierząt pociągowych, dlatego właśnie, że uznano to za formę okrucieństwa wobec zwierząt. W tym czasie większe psy były powszechnie używane do transportu niewielkich ładunków ryb z wybrzeża do miast położonych wgłębi lądu. W kilka dni po wprowadzeniu nowego prawa ulice Londynu i innych większych miast pełne były zwłok psów, których mało zamożni ludzie pozbywali się, kiedy nie mogły spełniać swoich zadań i zarabiać na swój kawałek ryby. Bardzo możliwe, że zakaz trzymania psów na łańcuchach, wprowadzony we współczesnej Polsce, przyniósłby podobny skutek.

Niestety, nie da się z dnia na dzień zmienić losu okrutnie traktowanych zwierząt, można jednak zrobić dużo dzięki systematycznej edukacji i za pomocą społecznej reklamy, jeśli tylko znajdzie się organizacja lub firma, która zechce podjąć mądre i wyważone i, co ważne, długofalowe, działania. Chętnie się do nich przyłączę, bo uważam, że okrucieństwo wobec psów ma pewien tragiczny wymiar, z uwagi na przywiązanie tych zwierząt do człowieka.

Pies jest jedynym zwierzęciem, które możemy karać, bić i głodzić, a ono i tak do nas wróci. W procesie udomowienia tak dalece zmodyfikowaliśmy sposób jego zachowania i potrzeby, że stał się niemal całkowicie od człowieka zależnym. Jest więc kwestią naszej odpowiedzialności, stwarzanie psom warunków, w których nie będą cierpiały, a ich naturalne potrzeby zostaną zaspokojone. To dzięki przywiązaniu psa mogliśmy przez tysiące lat korzystać z jego pracy i czuć się bezpiecznie. Kto wie jak rozwijałaby się nasza cywilizacja, gdyby człowiek nie stworzył psa i gdyby pies nie był zdolny to tak bliskiego związku z człowiekiem. Nie powinniśmy odpowiadać źle na to przywiązanie, zwłaszcza w czasach budzącej się wrażliwości wobec zwierząt i świadomości ich praw.

Andrzej Kłosiński

thor

 
Posty: 1241
Od: Czw paź 28, 2004 20:51
Lokalizacja: Tarnów

Post » Czw lut 07, 2008 22:28

To wszystko bolesna prawda...
Rzadko bywam na wsi, ale gdy tam trafię, zwykle trafiam na sceny, od których ściska się żołądek :(
Widziałam ogromną posesję - kilkaset metrów kwadratowych samego trawnika - na której w kojcu dwa na dwa metry miotał się oszalały doberman . Pies nazywał się Książe, właściciele nie widzieli rozdźwięku między jego arystokratycznym imieniem, a jego losem.
W tym roku spędziłam kilka dni na wsi w województwie podlaskim - całe dnie z sąsiedniej posesji dochodziło rozpaczliwe wycie psiaka (chyba szczeniaka jeszcze) trzymanego w kojcu.
Kiedy byłam małą dziewczynką babcia zabrała mnie do gospodarza, do którego jeździła po mięso. Do tej pory pamiętam obrzydliwe podwórko, krowy stojące w gnoju i tego biednego psa. Pies był ogromny, zamknięty w tak małym kojcu, że ledwie mógł się obrócić. Do tego potwornie brudny!
W pewnej chwili wyszedł jego "pan" i ten biedny psiak zaczął się cieszyć! Miałam wtedy może 9 może 10 lat, ale tego widoku nie zapomnę nigdy, nie zapomnę też poczucia bezsilności i wstydu za naszą ludzką butę, ignorancję i bezduszność, które wtedy czułam.
Pamiętam sukę mojego wujka, która całe życie spędziła na łańcuchu: rzucała się na wszystko, co znalazło się w jej zasięgu, zagryzała małe kociaki, pogryzła nawet psa, który do niej przyszedł, gdy miała cieczkę.
Życie psa łańcuchowego ma promień metra lub dwóch - w tym promieniu pies je, śpi i załatwia się. Jest karmiony pomyjami, je wśród własnych odchodów.
A to przecież nie są w polskiej skali "drastyczne" przypadki. To polska norma...
Moim zdaniem jedyna nadzieja w internecie. Internet dociera pod strzechy, młodzież na wsi coraz częściej ma dostęp do netu - im więcej takich artykułów na popularnych portalach, tym lepiej.
Obrazek Obrazek

Anuk

 
Posty: 6550
Od: Pon paź 15, 2007 20:58
Lokalizacja: Pruszków

Post » Pt lut 08, 2008 16:02

tak Anuk okropna ta rzeczywistość i masz racje cała nadzieja w młodym pokoleniu, stare włacznie ze swoim już przkreśliłem

thor

 
Posty: 1241
Od: Czw paź 28, 2004 20:51
Lokalizacja: Tarnów

Post » Pon lut 11, 2008 20:22

Mało kto tu zagląda :(
Obrazek Obrazek

Anuk

 
Posty: 6550
Od: Pon paź 15, 2007 20:58
Lokalizacja: Pruszków

Post » Czw lut 14, 2008 1:10

no mi przypomina się wtedy że mam depresję i nienawidzę ludzi;/
to unikam..

gagucia

Avatar użytkownika
 
Posty: 3633
Od: Śro lip 20, 2005 2:54
Lokalizacja: Krasnygród

Post » Pt lut 15, 2008 1:54

Ja mam jeszcze trochę (naiwnej pewnie) wiary, że jeśli się będzie cokolwiek robić, żeby było lepiej, to może trochę lepiej będzie...
Tylko, że czasem napotyka się na taki opór materii, że nie wiadomo, co robić :(
Obrazek Obrazek

Anuk

 
Posty: 6550
Od: Pon paź 15, 2007 20:58
Lokalizacja: Pruszków

Post » Sob lut 16, 2008 14:02

gagucia pisze:no mi przypomina się wtedy że mam depresję i nienawidzę ludzi;/
to unikam..


hello, to mój pierwszy forumowy post :) Przeglądając temat, trafiłam na twój post. Dotyczy on tego, nad czym ja się czesto zastanawiam - dlaczego na ogól miłosnicy zwierząt, i ich obroncy spotykają się z niezrozumieniem 'reszty'? Przeczytałam niedawno artykuł, bodajże na forum "mojego psa' (zabijcie mnie, nie przypomnę sobie teraz ...) - myśl ogólna była taka, że to właściciele psów swoim zachowaniem odstręczają innych. Na uwagę o tym, że pies za głośno szczeka denerwują się i od razu krzyczą na ludzi, że im wszystko przeszkadza i się czepiają... na uwagę, że może by na smyczy trzymali psa na spacerze, od razu się oburzają, że 'Misio jeszcze nikogo nie ugryzł, i jak się pani nie zna to się pani nie wtrąca...!' itd, itd.
Chodzi o to, że nie potrafimy zrozumieć innych ludzi, a to jest podstawa jeśli chcemy pomagać zwierzętom. Psy na łańcuchu to okrucieństwo, ale dla osoby, której dziadek, ojciec, i wszyscy sąsiedzi trzymają psy na łancuchu, taki argument nic nie mówi. A i prawo nic nie da , bo Polacy potrafią obchodzić, każdy niewygodny przepis.
Chce powiedzieć po prostu, że kochając zwierzęta nie możemy znienawidzić ludzi. Możemy tylko znienawidzić pewne zachowania, ale zwalczając je musimy byc bardzo cierpliwi.

kajtkowa mama

 
Posty: 111
Od: Pt lut 15, 2008 16:37
Lokalizacja: Piaseczno

Post » Nie lut 17, 2008 0:04

Mnie niestety denerwują psy, które podbiegają do obcych ludzi i obszczekują. Parę razy, przyznaję, wdałam się w nieprzyjemną dyskusję z właścicielami...
Bardzo nie lubię argumentu "jeszcze nikogo nie ugryzł", bo to nie znaczy, że nie mogę być pierwsza. Poza tym zwyczajnie się boję - nie mam psa, nie umiem odczytywać jego zamiarów z zachowania. Ale umiem odróżnić wesołe, zabawowe szczekanie od agresywnego.
Nie przeszkadza mi to, że pies jest bez smyczy, ale to, że bez powodu podbiega do obcej osoby i atakuje. Bo tak odbieram zawzięte szczekanie i warczenie przy moich łydkach.
Niedawno byłam w Madrycie, po raz któryś - mam tam swoje ulubione miejsce, ogromny park, w którym ludzie spacerują z psami, jeżdżą na rowerach, rolkach, grają w piłkę, muzykują, bawią się z dziećmi. I nikt nikomu nie przeszkadza. Zauważyłam, że psy w tym parku w ogóle nie zwracają uwagi na innych ludzi. Bawią się z właścicielami, ale nie podbiegają do obcych, nie zwracają uwagi ani na rowery, ani na inne rzeczy. Różnica w zachowaniu psów jest ogromna w porównaniu z Polską. Zaczęłam się zastanawiać, czemu tak jest.
I obawiam się, że wina leży w wychowaniu. W Polsce niestety nie każdy kto ma psa, ma go "świadomie."
Ludzie nie mają dla swoich psów czasu - jak duży pies trzymany w malutkim mieszkaniu ma nie wariować psychicznie, jeśli panu nie chce się iść z nim na porządny spacer choć raz dziennie.
Druga sprawa to to, że wiele osób trzyma psy chyba wyłącznie po to, by mieć się na kimś wyładować i zademonstrować swoją władzę. Polacy najczęściej na swoje psy wrzeszczą. Psy przejmują agresję swoich właścicieli. Przejmują też agresję, która panuje w domu.
Zauważyłam, że w innych krajach mniej osób ma psy - ale na psa decydują się ludzie, którzy wiedzą, z czym to się wiąże - od zapewnienia psu odpowiedniej ilości ruchu, po umiejętne jego wychowanie.
Inną sprawą jest kastracja psów. O ile jeszcze suczki bywają w Polsce sterylizowane, o tyle psów-samców nie kastruje się prawie w ogóle. W efekcie dochodzi do paranoicznej sytuacji. Na spacerze spotykają się osoba z suczką i osoba z psem. Suka ma cieczkę, właściciel opędza się od psów, rzuca w nie grudami ziemi, krzyczy, kłóci się z właścicielem psa, żeby go trzymał na smyczy. I tak dwa razy do roku, przez lata. A właściciel psa złości się, gdy pies przejawia zachowania seksualne wobec mebli, czy ludzi, "bo to obrzydliwe". I nie przyjdzie mu do głowy, żeby sobie oszczędzić problemu, a psa uwolnić od napięcia seksualnego poprzez prosty zabieg kastracji.
Jak pisałam, nie mam psa, ale takie są moje obserwacje i przemyślenia...
To dotyczy psów miejskich - w miastach, wśród domowych pupili tez jest wiele do zrobienia.
Obrazek Obrazek

Anuk

 
Posty: 6550
Od: Pon paź 15, 2007 20:58
Lokalizacja: Pruszków

Post » Nie lut 17, 2008 17:41

Anuk, zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości ... To własnie tłumaczy dlaczego wcale nie możemy byc dumni ze statystyk przytoczonych na początku przez thor'a - co z tego że tyle u nas psów (i zwierząt w ogóle) skoro nie mamy zielonego pojęcia o ich potrzebach? Cóż, tylko edukacja i to od najwcześniejszych lat może odnieść jakiś skutek.

kajtkowa mama

 
Posty: 111
Od: Pt lut 15, 2008 16:37
Lokalizacja: Piaseczno




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 8 gości