
Ponieważ weekend nie jest najlepszym czasem na szukanie interwencji u władz gminy, zgodziłam się, by pies został tymczasowo zainstalowany w naszym ogrodzie. Założyłam, że jeżeli dogada się z kotami, to pewnie zostanie na stałe jako pies mieszkający przy domu.
Niestety, Pola po odespaniu stresu i odkarmieniu już drugiego dnia pobytu okazała się pełną temperamentu sunią, z upodobaniem goniącą moje wychodzące koty (poza Fryckiem, który od razu odnalazł się w nowej sytuacji i z miejsca pokazał psu, że to on tu rządzi). Dlatego nie zdecyduję się na zatrzymanie jej. Jestem po tzw. trudnym dokoceniu (specyfiki weterynaryjne, krople Bacha, behawiorysta itd.) i po prostu nie mam siły na równie trudne dopsienie...
Ponieważ przy domu nie dysponuję możliwością izolacji, Pola musi w tej chwili przebywać przy drukarni, którą prowadzimy z mężem. Nie jest tu bezpieczna. To teren otwarty, ulokowany w nieciekawej społecznie okolicy. Boję się, że gdy znów poczuje się pewnie, zacznie urządzać sobie spacery po najbliższym terenie i źle się to dla niej skończy

Przyznam, że jestem strasznie przybita tą sytuacją. Władze gminy w ramach pomocy zaoferowały mi jedynie schronisko, w którym o Poli pewnie słuch zaginie. Nie chcę jej tam zawozić. Uważam, że musi dostać szansę na dom – jest młoda, zdrowa i rozumna. Bez trudu można zakładać jej szelki. Pięknie chodzi na smyczy. W odpowiednich warunkach będzie z niej super pies

To fotki z niedzieli, kiedy Pola wyluzowała się i poczuła pewnie przy domu:





Pomóżcie mi, proszę...