wklejam tekst autorstwa piołuna:
"Wziąłem ją tylko na próbę, zarezerwowałem sobie szczeniaka."
W sobotę 24 kwietnia byłam w schronisku, sobota to czas spacerów dla psów.
W południe, gdy wszystkie psiaki zostały wyprowadzone, a wolontariusze już rozjechali się do domów, zostałyśmy w trójkę: ja, Agnieszka BUDRYSEK – wybawicielka wszystkich kotów w Żywcu i okolicy i kierowniczka schroniska - choć sobota, odpracowała już swój 40 – godzinny tydzień pracy była z nami, czekałyśmy na kota z interwencji, podcinałyśmy Czesia, malutki szczeniak biegał wokół nas.
Na drodze dojazdowej zobaczyłam niedużego psa prowadzonego na smyczy przez mężczyznę, który ciągnął za rękę kilkuletniego chłopca.
To była Lila, rudziutka, wesoła sunia, nasza wcześniejsza podopieczna, była w schronie przez kilka tygodni, została wysterylizowana, pod nieobecnosc kierowniczki pracownik pobliskiej firmy, przyszedł i zabrał sunię, mówiąc,ze zabiera ją do czasu az będą szczeniaki.
Mężczyzna bez słowa podał Kierownicze smycz.
Agnieszka zaprotestowała. Powiedziała, że dla psa to kolejny stres, jest nieodpowiedzialny.
Obie najechałyśmy na faceta.
"Niech Pani nie przesadza, pies nic nie czuje, wziąłem go tylko na próbę, zarezerwowałem sobie szczeniaka, o tego wezmę, wskazał na malutką kuleczkę na rękach Kierowniczki."
Oczywiście szczeniaczka nie dostał.
Odszedł, a za nim chłopiec, bez słowa pożegnanie, bez żadnego gestu, ze spuszczoną głową, ze smutkiem i strachem w oczach.
Kolejna sobota. Lila trafiła do kojca, gdzie były już dwa inne pieski, wycofane, nie chodzące na spacery, ze strachu przed człowiek chowające się w kąt.
Weszłam do kojca, psy zaczęły się cofać, Lila chowała się za nimi, wołałam ją, prosiłam żeby podeszła do mnie, myślałam, że jak usłyszy swoje imię to się ucieszy, kilkanaście minut, przemawiałam do niej i do jej kolegów, by do mnie podeszli, chłopcy byli odważniejsi, znali mnie już, pomału przybliżali się do mnie, Lila została sama w tyle, i wtedy zobaczyła jej oczy, te same co u tego chłopca, ból i strach... niemy płacz psa, niemy płacz dziecka, które straciło przyjaciela, cierpienie psa, które straciło DOM.
Wzięłam ją na ręce, wtedy zrozumiałam, dlaczego została oddana.
Lila ma guzy na sutkach, cały łańcuszek po obu stronach.
Musimy jej pokazać, że istnieje DOM, z którego nigdy się nie zostaje bezpowrotnie wyprowadzonym. Czeka nas kolejna operacja.
Lila urodziła się w styczniu 2009 r.
Lila na spacerze w schronisku w sobotę 1 maja, smutna i zamyślona,
odważyła się wyjść z kojca.

Uploaded with ImageShack.us

Uploaded with ImageShack.us
Zdjęcia wykonane telefonem komórkowym.
Jeżeli Ktoś może pomóc Lilusi, wesprzeć jej leczenie, zakupić karmę, witaminy lub przekazać rzeczy na bazarek proszę o kontakt pod nr tel.604 950 574 lub 607 488 598
Stowarzyszenie humanitarno-ekologiczne Dla Braci Mniejszych
46 1140 2017 0000 4202 1012 0220
tytułem : Pomoc dla Lilusi
Proszę pomóżmy razem!!!