Najpierw w kwestii Funia - jestem zaskoczona. Fuk zachował się bardzo mądrze - od razu ocenił, że Filo jest niegroźny, oczywiście nie lubi żadnych gwałtownych ruchów, ale generalnie kot psa olał. Natomiast in minus zaskoczyła mnie Sielawka - kocica wyrwana na Mazurach wronom z dzioba, która wyrosła na kawał cholery, co tu mówić. Zaatakowała Filozofa bez pardonu i biedak potem całe popołudnie bał się wejść do pokoju. Dopiero jak Teżet wrócił, to go trochę namówił ("synek, od leżenia na kaflach dostaje się wilka...") a trochę wepchnął siłą.
I już Wam opisuję akcję z poranka. Wypchnęłam Filo z domu, by koty zjadły w spokoju (do karmienia potrzebuję dwóch oddzielnych pomieszczeń, bo Funiowi Buras wyżarłby zupę) poustawiałam miseczki, podgrzałam zupkę, umyłam się i już ruszałam na górę by się ubrać, jak Filo wrócił na taras. I po raz pierwszy dał głos. Oparł się łapami o szybę i zawył.
Rzecz jasna, natychmiast wzbudziły się wszystkie okoliczne psy, (była 5.15!) więc zawróciłam i popędziłam wpuścić tak subtelnie pukającego pieska. Teraz wrócił z siusiania w ten sam sposób, więc się zastanawiamy ile razy odwalił ten numer z wyciem w ciągu dnia. Obejrzane z bliska drzwi tarasowe wykazują liczne ślady mokrych łap.
Zdjęcia postanowiłam jednak nauczyć się wstawiać, kicham na fotosik, znajdę coś innego, ale pewnie dopiero w czwartek. Wezmę dzień wolny i jak już poprasuję wszystkie koszule, ugotuję obiad na trzy dni, zmienię pościel i znajdę nalewki na konkurs, to mam nadzieję, że uda mi się siąść do kompa przed 21.
Natomiast co do filmu to niestety. Jesteśmy Ubogim-Domem-w-Budowie-Wypchanym-Zwierzętami-i-Kredytami-Do-Spłacenia i tak od 10 lat, więc nie posiadamy takiej luksusowej rzeczy jak kamera...